Jean-Marc Vallée i jego dwie historie o kobietach czyli o "Wielkich kłamstewkach" i "Ostrych przedmiotach"


Obejrzałam obie najnowsze produkcje Jeana-Marca Vallée dla HBO. Obie na podstawie powieści z wątkiem kryminalnym. Obie będące historiami, które wyszły spod reki kobiet. Obie z wyśmienitą obsadą, rzadko zdarzającą się w serialach. Sami rozumiecie, seriale te aż się proszą o pewne porównania. Mowa tu o „Wielkich kłamstewkach” na podstawie powieści Liane Moriarty oraz „Ostrych przedmiotach” będących debiutem Gilian Flynn, autorki bestsellerowej „Zaginionej dziewczyny”.
             Bohaterkami „Wielkich kłamstewek” są cztery kobiety, które dzieli absolutnie wszystko – status społeczny, osiągnięcia zawodowe, wiek, a łączy to, że ich dzieci chodzą do jednej klasy. Już na samym początku serialu dowiadujemy się, że ktoś zginął. Nie wiadomo jednak kto. I nie będzie wiadomo, aż do finału. Mimo wszystko szybko orientujemy się, że nasze bohaterki brały w tym zdarzeniu udział. Być może jedna z nich jest morderczynią. Czyżby jedna zabiła drugą? Możemy się jedynie domyślać. Powoli poznajemy historię każdej z nich. Madeline ponownie wyszła za mąż, jednak wciąż ma żal do byłego męża, na dodatek wraz z nim i jego nową, niemal idealną żoną, sprawuje opiekę nad starszą córką. A to tylko wierzchołek góry lodowej jej problemów. Celeste wiedzie życie z pozoru idealne. Jest typową żoną ze Stepford, panią domu przy boku świetnie zarabiającego i odnoszącego sukcesy męża. Szybko okazuje się, że to jedynie fasada. Najmłodsza z nich, Jane, właśnie sprowadziła się do miasta. Jej synek wydaje się przemiły, a jednak z jakiegoś powodu na pierwszej lekcji atakuje koleżankę.
            „Wielkie kłamstewka” to świetnie zagrany i doskonale zrealizowany serial. Owszem, podejmuje banalny temat, poruszany już milion razy – różnicy między fasadą, a tym, co kryje się pod powierzchnią. Jednak Reese Witherspoon, Nicole Kidman i  Shailene Woodley są wręcz fenomenalne. Serial jest również genialny operatorsko. Ujęcie zawsze urywa się w tym momencie, w którym powinno, by pozostawić widza z jeszcze większą liczbą pytań. Poza tym poszatkowanie historii, uświadomienie odbiorcy już w pierwszym odcinku, że ktoś zginął, z jednoczesnym prowadzeniem narracji w sposób nielinearny, sprawia, że nie można się oderwać od tej historii. Wątki obyczajowe i kryminalny świetnie się równoważą. Z czasem poznajemy kolejne tajemnice bohaterek. Obserwujemy, jak to wszystko buzuje i czekamy na wybuch. Czekamy w naprawdę dużym napięciu. 

            Czy „Ostre przedmioty” są równie dobre? Moim zdaniem nie. Historia jest całkiem niezła. Oryginał powieściowy napisała Gillian Flynn, autorka „Zaginionej dziewczyny”. Można więc powiedzieć, z dużą dozą prawdopodobieństwa, że punkt wyjścia jest całkiem niezły. Autorka stworzyła również scenariusz serialu. Bohaterką jest reporterka – Camile. Kobieta nadużywa alkoholu. Z tego powodu popada w coraz większe kłopoty. Naczelny gazety, który traktuje ją trochę jak córkę, aby jej pomóc, wysyła reporterkę do jej rodzinnej miejscowości, gdzie właśnie zamordowano nastolatkę. Camile ma przyjrzeć się sprawie. Naczelny nie przypuszcza, że tym sposobem ściągnie na głowę swojej podopiecznej jeszcze większe tarapaty.
          
  Okazuje się, że scenariuszowo jest bardzo średnio, serial jest nieco przydługawy i przekombinowany. Na dodatek mam wrażenie, że historia opowiadana jest pod pewną tezę. Wszyscy bohaterowie powinni mieć za sobą skomplikowaną przeszłość i traumy. W zasadzie nieważne, na kogo zerkniemy, mamy do czynienia z postacią, której praktycznie nie da się polubić. A to nadużywanie narkotyków, a to toksyczna matka, a to dziewczynka o psychopatycznych skłonnościach. Jakby scenariusz próbował nam udowodnić, że w małych zapadłych dziurach, gdzie diabeł mówi dobranoc, nie ma nikogo normalnego. Bo przecież to zupełnie oczywiste, że w małych miejscowościach ludzie porzucają przy ulicach zwłoki nastolatek bez zębów. Najbardziej ze wszystkich śmiercią nastolatki interesuje się nie lokalna policja, a przyjezdna dziennikarka. Dodajmy antybohaterka, bo scenariusz dba o to, by postać Camile odpowiednio skomplikować. Kobieta wlewa w siebie tyle alkoholu, że aż dziw, iż rano daje radę wstać z lóżka. Cała reszta społeczności natomiast stwierdza, że winny jest brat ofiary, bo płakał na pogrzebie. No bo jak to tak, przecież nie można być przywiązanym do własnej siostry. Kto to widział, prawda?
Myślę, że na serialu zbyt mocno odcinał się styl Gillian Flynn. Pisarka nie ukrywa, że uwielbia przypatrywać się ludzkim brudom. Normalne rodziny i społeczności jej nie interesują. To jednak sprawia, że portretowane w serialu miasteczko staje się karykaturą samego siebie. Staje się miejscem, gdzie nie mieszka ani jeden przyzwoity człowiek.       
Podobnie jak w „Wielkich kłamstewkach” Vallée używa szybkich montaży. Obraz co chwilę przeskakuje. Reżyser przeplata wspomnienia bohaterki z jej teraźniejszością. Niekiedy trudno jest się więc w tym zorientować, bowiem przebitki potrafią trwać raptem kilka sekund. Na dodatek nic nie jest ukazywane linearnie, dlatego trzeba historię złożyć w całość samodzielnie. Tyle, że to, co w „Wielkich kłamstewkach” działało świetnie, tutaj kompletnie nie załapało, czyniąc całą historię straszliwie chaotyczną.  

Kłopot w tym, że „Ostre przedmioty” formalnie prezentują się bardzo dobrze. I nic poza tym. Amy Adams gra lepiej, niż postać jej bohaterki na to zasługuje, próbując wycisnąć ze scenariusza więcej, niż ma on tak naprawdę do zaoferowania. Patricia Clarkson jest odpowiednio demoniczna, wyniosła i skomplikowana. Dodatkowo fabułę komentuje świetnie dobrana muzyka, choć wydaje mi się, że jest jej nieco za dużo. Zwłaszcza, że momentami jest zbędna, a jej nagromadzenie sprawia, że w niektórych momentach przytłacza. Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z klasycznym przerostem formy nad treścią.
„Wielkie kłamstewka” to naprawdę bardzo dobry serial. Wciągający, dobrze zrealizowany, świetnie zagrany. I przede wszystkim reżyser potrafił wyważyć w nim wszystkie elementy. Natomiast „Ostre przedmioty” są mocno przekombinowane. HBO twierdziło, że wypuszcza serial-perełkę, tymczasem wyszła historia niezła, ale nie był to fajerwerk, a jedynie kapiszon.
             

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej