I tylko Jukoli i strusi żal...


Jestem niedzielnym graczem. Ponieważ szkoda mi czasu na poświęcanie go grom, starannie dobieram tytuły. Moim ulubionym gatunkiem są gry przygodowe. Jedną z moich ulubionych gier tego rodzaju jest seria „Syberia”. Kiedy więc pojawiła się możliwość, by zapoznać się z jej najnowszą odsłoną, czekałam już tylko na to, by cena stała się rozsądna (figurkę Kate z edycji kolekcjonerskiej dokupiłam potem).
            Gra opowiada o losach Kate Walker, młodej prawniczki z Nowego Jorku, która zostaje wysłana przez swoją firmę do Europy, by tam dopilnowała sprawy spadkowej po pewnej właścicielce fabryki zabawek Annie Voralberg. W trakcie mnożących się komplikacji Kate poznaje myślący automat o imieniu Oscar. W trzeciej „Syberii” Kate poznaje plemię Jukoli, które jest właśnie w trakcie swojej rytualnej wędrówki ze strusiami, jednak nieszczęśliwie pozbawione zostaje przewodnika. Nasza bohaterka postanawia im pomóc.
            W czym tkwiła siła „Syberii”? Moim zdaniem złożyły się na nią trzy rzeczy, które pokochała większość osób mająca kiedykolwiek styczność z tą grą. Przede wszystkim nie sposób nie zakochać się w magicznym świecie wykreowanym przez belgijskiego rysownika Benoîta Sokala. Jego rysunki są naprawdę cudowne i tworzą niezwykły klimat. Druga sprawa to właśnie ten baśniowy, niesamowity klimat. Dostaliśmy ciekawą historię osadzoną w nieco odrealnionym świecie. W pierwszej odsłonie otrzymaliśmy poniekąd „magiczne”, myślące automaty i inne cudne, nakręcane zabawki, w trzeciej z kolei Sokal powołał do życia ogromnie związane z naturą plemię nomadów, Jukoli. Małych, zabawnych (czasami nieco wkurzających) ludzików. A to wszystko na terenach rozległej i nieco dzikiej tytułowej Syberii. Syberia jest w grze miejscem bezczasowym, odrealnionym. To kwintesencja wszystkich możliwych stereotypów na temat Związku Radzieckiego. Mamy więc promieniowanie, wielkie i pełne przepychu puste kompleksy, wybudowane tylko po to, by hulał po nich wiatr, pijanych astronautów i dróżników, zapomniane wielkie diwy operowe w sanatoriach na krańcach świata. W tej grze naprawdę znajdziemy wszystko, z czym stereotypowo kojarzy się Rosja.
           
„Syberia” to też muzyka, za każdym razem równie rewelacyjna. Jest w dużej mierze odpowiedzialna za tak fenomenalny odbiór całości. W trójce, w której duży nacisk kładziony jest na życie w zgodzie z naturą (ale także samym sobą), gdzie to, co industrialne i w pewien sposób niewłaściwe, przeciwstawione jest naturalnemu porządkowi i poszanowaniu tradycji, mamy do czynienia w dużej mierze z muzyką stylizowaną na etniczną.
            Oczywiście trzecia odsłona „Syberii” nie jest grą pozbawioną wad, co więcej, niestety, jest ich całkiem sporo. Po pierwsze, grze nie posłużyło przejście w trójwymiarowość. „Syberia” znacznie lepiej prezentowała się w poprzednich odsłonach. Po drugie: sterowanie. jest tak koszmarne i toporne (przynajmniej na konsolach), że człowiek albo zagryza zęby ze złości, albo ma ochotę rzucić padem o ścianę. Albo też ma ochotę rzucić padem o ścianę, zagryzając zęby ze złości. I tylko spokój może nas uratować, bo i pada szkoda, i ściany. I wreszcie, choć tak sobie teraz myślę, że powinien to być punkt pierwszy, koszmarne błędy. Błędy, które sprawiają, że Kate nie może podnieść jakiegoś przedmiotu, a zatem przejść dalej. Gra się nadpisuje automatycznie, więc nie można wrócić do wcześniejszego stanu gry i uwaga… jeśli jesteś bardzo zdesperowany to możesz… zacząć grać od początku. I dajmy na to sześć godzin gry idzie w… pisach. Przytrafiła mi się taka sytuacja i mówię Wam, nie była przyjemna.
           
Dużym błędem wydaje mi się też samo zakończenie. „Syberia 3” była reklamowana jako zwieńczenie przygód Kate Walker, a tymczasem sama historia w grze nijak nie celuje w zakończenie. Wszystko zostaje rozgrzebane, wątki zostają pourywane i ostatecznie biedzimy się przez kilka dobrych godzin z grą, żeby ostatecznie zostać z niczym. A przynajmniej ja tak to odebrałam. Jakby Sokal otwierał sobie furtkę do „Syberii 4”, a nie myślał o dobrym rozegraniu trójki. Bardzo to było nieładne.  
            „Syberia 3” to chyba jedna z tych gier, po które się sięga z sentymentu. Nie jestem pewna, czy zapoznając się z nią dziś, można się w niej jeszcze zakochać, widzieć świetnych, zabawnych bohaterów i niezłą historię, a nie tylko koszmarne sterowanie i błędy, od których zęby same zgrzytają. Ostatecznie gra osiągnęła już w tej chwili cenę niemal równą tym wystawianym w koszach w supermarketach, więc możecie spróbować. 


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej