Ten wspaniały świat czyli o "Hollywood" Netfliksa
Hollywood. Dzielnica Los Angeles, która
stała się kolebką przemysłu filmowego. Miejsce, gdzie stanął biały napis Hollywoodland,
który miał być reklamą… budownictwa. Miejsce, które zawładnęło wyobraźnią
milionów ludzi na całym świecie, nie tylko w Ameryce. Kraina snów. Miejsce,
gdzie rodzą się i upadają gwiazdy, gdzie tworzone są legendy, gdzie możliwa
jest kariera od pucybuta do milionera. A jednocześnie miejsce, gdzie nawet dziś
bardzo dobrze mają się podziały rasowe, etniczne, płciowe. Gdzie ludzie wciąż
wyzyskują innych w imię pogoni za pieniądzem.
Złota
era Hollywood przypada na lata czterdzieste i pięćdziesiąte XX wieku. To wtedy
powstają wielkie filmowe arcydzieła, które znamy do dziś (jak choćby „Przeminęło
z wiatrem”). To wtedy tworzą wielcy mistrzowie kina popularnego (Alfred Hitchcock).
Jest to okres, kiedy studia dążą do władzy nad dystrybucją filmów, choćby
poprzez posiadanie własnej sieci kin. Jest to też Hollywood o znacznie brzydszej
twarzy. Hollywood, które nienawidzi Żydów, czarnych, komunistów. Były to też
czasy kodeksu jasno określającego, co można, a czego nie można pokazać na ekranie
(niedozwolony był choćby długi, kilkuminutowy pocałunek).
O
tym właśnie okresie w dziejach amerykańskiego przemysłu filmowego opowiada nam
nowym serial Netfliksa. Jego bohaterami jest kilkoro młodych ludzi pragnących
zrobić karierę. Mamy więc Jacka Castello, młodego chłopaka, który swoją drogę
kariery obierze przez… nielegalny burdel. Camille Washington, czarnoskórą
dziewczynę, która marzy o czymś więcej niż role zabawnych czarnoskórych służących.
Archiego Colemana, czarnoskórego scenarzystę, na dodatek geja oraz innego geja
- Rocka Hudsona, któremu dość szybko nadarza się okazja na wielką karierę,
tyle, że jego agent to wyjątkowa gnida, molestująca go seksualnie. Do tej grupy
należy jeszcze córka właściciela studia filmowego, ukrywająca swe pochodzenie,
by nikt nie zarzucił jej nepotyzmu oraz początkujący reżyser. Losy ich
wszystkich oraz świeżo upieczonej dyrektor studia (która chwyciła za stery
tylko dlatego, że jej mąż padł na zawał podczas zbliżenia z kochanką) splatają
się ze sobą, gdy postanawiają nakręcić film o młodej dziewczynie zniszczonej
przez Hollywood. Tyle, że ta dziewczyna ma być czarna. W latach 40. W
Hollywood.
Hollywood
ma pewne zalety, ale coś mi się wydaje, że przelecimy przez nie dość szybko. Fajnie
pokazany jest proces produkcyjny i to, jak wizja filmu od momentu scenariusza
do wypuszczenia gotowego obrazu w kinie potrafi się zmieniać. Serial dobrze
pokazuje klimat tamtej epoki. Mamy przepiękne kostiumy, scenografię i genialnie
dobraną muzykę. Pojawiają się realne ikony tamtej epoki (w kilku scenach zobaczymy
choćby Vivian Leigh). Serial pokazuje naganne zjawiska, z którymi także dzisiaj
mamy do czynienia z Hollywood. Chciałoby się powiedzieć, że świat się zmienił,
ale nawet dziś dochodzą nas słuchy, że droga wielu aktorek i aktorów do kariery
wiodła przez łóżko producenckie, że spotykali się z molestowaniem. Wciąż na
odwagę zdobywają się kolejne osoby, dołączając do ruchu metoo i ujawniając, że
i one padły ofiarą przemocy seksualnej. Wciąż gaże aktorów i aktorek znacznie
się od siebie różnią. Kobiety zarabiają mniej od mężczyzn, czarni aktorzy od
kobiet i od mężczyzn. Kobiety reżyserki nie są brane na poważnie przy dużych
kontraktach. Serial Netfliksa niby to wszystko pokazuje, niby to wszystko
krytykuje. Mamy obleśnego agenta gwiazd, który wymusza na młodych chłopakach,
by się prostytuowali. Mamy wyraźnie powiedziane, że czarnoskóre aktorki
nominowane do Oscara nie mogą wejść na galę głównymi drzwiami. Możemy poczuć
jak bardzo Hollywood nienawidzi gejów. Pojawia się wzmianka o tym, że nazwisko
czarnoskórego scenarzysty zostanie usunięte, bo inaczej nie będzie można
rozpocząć produkcji. Zetkniemy się z faktem, że azjatyckich aktorów zastępowano
śmiesznie (z dzisiejszego punktu widzenia) ucharakteryzowanymi białymi, gdyż
nie do pomyślenia było, by w filmie zagrał Azjata. Wspomniane zostaje, że nie
do pomyślenia jest, aby kobieta kierowała studiem i praktycznie nikt się z nią
nie liczy. A jednak wszystko to ginie w zalewie ogólnego dobra. Bo przecież
tylu jest wciąż na świecie ludzi dobrego serca, prawda? Tylu ludzi, którzy chcą
pomóc biednemu chłopakowi zrobić film tylko dlatego, że to wizja wyjątkowego
filmu. Bzduuuuuuura.
Trudno
mi ocenić „Hollywood”. Chciałabym go lubić, ale jest to serial zły. Serial,
który próbuje pokazywać, że świat jest tęczowo-różowy. A taki nie jest. Ludziom,
którzy walczyli z uprzedzeniami nic nie przyszło łatwo i nie powinno się ich
pamięci i ciężkiej walki obrażać, zakłamując w ten sposób rzeczywistość. Nie w
ten sposób. Po prostu nie.
Komentarze
Prześlij komentarz