Każdy czasem idzie na dno

 


Na „Utonięcie” trafiłam przypadkiem, szukając sobie filmu na piątkowy wieczór. Opis brzmiał dobrze. Zupełnie nie byłam przygotowana na to, co ostatecznie otrzymałam. To kolejny przypadek, kiedy film jest tak bardzo naszpikowany wartością naddaną, że nie wiem, czy mam do czynienia z zwyczajnym, rozrywkowym kinem gatunkowym, które nie spełniło swojej roli, czy z filmem, który miał do przekazania coś więcej, ale nie udźwignął.

Zważywszy na kontekst powstania, należałoby brać bardziej pod uwagę tę drugą ewentualność. Bowiem dla Bette Gordon, reżyserki, jak twierdzi,  jest to najbardziej osobisty film w jej niezbyt bogatej karierze. Przyjaciółka reżyserki została bowiem zamordowana przez własnego syna. Informacja ta zszokowała Gordon, przecież syn jej przyjaciółki był dobrym i miłym chłopcem, który kochał swoją matkę. Albo tak się wszystkim wydawało. Następnie reżyserka trafiła na powieść „Przełamując granice”, która stała się dla niej podstawą do nakręcenia „Utonięcia”.

            Tom Seymour i jego żona są w trakcie spaceru, kiedy spostrzegają, że młody chłopak rzuca się do wody w próbie samobójczej. Tom, niewiele myśląc, ratuje go z topieli. Szybko się okazuje, że chłopak, którego uratował to ten sam, którego dwanaście lat wcześniej pomógł umieścić w więzieniu za morderstwo. Niegdyś zeznania Toma, który z zawodu jest psychologiem dziecięcym, pogrążyły Danny’ego. Teraz chłopak wyszedł i prosi Toma, by został jego terapeutą. Upiera się, że jest niewinny. Tom początkowo się opiera, ale dość szybko zaczyna mieć wątpliwości. Czy jego osąd nie był przedwczesny, czy nie zmarnował życia niewinnemu chłopakowi?

            Film Gordon pogrywa z różnymi gatunkami, tak, że nie jesteśmy pewni z czym mamy do czynienia. Zaczyna się dość nudno. Ot, będzie dramat. Kryzys małżeński. Oboje są sobą znudzeni, ale dla ratowania małżeństwa chcą sprowadzić na świat dziecko. Potem skręcamy w stronę dreszczowca. W ich życiu pojawia się ten trzeci. Jej zdaniem jest uroczy, ujmujący. Powoli wkrada się w jej łaski. On zna przeszłość chłopaka, wie że młody człowiek posiada umiejętność przekonywania ludzi do swoich argumentów i manipulowania nimi, ale nie zdaje sobie sprawy, że już wplątał go w swoją grę. Niby Tom nie chce Danny’ego w życiu swoim i żony, ale odbiera go z aresztu, gdy ten wpada w kłopoty. Niby widzi, że Danny bawi się zapałkami, ma skłonności do ranienia się, a jednak, mimo wątpliwości, postanawia mu pomóc.

            Wreszcie film zmienia się w dramat psychologiczny o upadku człowieka. Tytułowe „utonięcie” nie jest już tylko utonięciem dosłownym, z początku filmu. Staje się utonięciem metaforycznym, oto obserwujemy, jak Tom Seymour, oddany swojej pracy psychiatra, dobry mąż i syn, powoli pogrąża się w naszych oczach. Dowiadujemy się choćby, że jako dziecko wrzucił do wody kolegę i patrzył jak tonie, jako dorosły zaniedbuje żonę, choć starają się o dziecko, uprawia z nią seks z zamkniętymi oczami, a w końcu ją zdradza. Okazuje się, że Tom wcale nie jest człowiekiem, za którego chcielibyśmy go mieć. To rodzi nasze wątpliwości. Czy Danny był niewinny i teraz jest niestabilny emocjonalnie, bo w więzieniu doznał tak wielkiej traumy, że nie potrafi sobie z tym poradzić, czy też był winny, a wszystko to, co obserwujemy, to elementy bardzo drobiazgowo zaplanowanej zemsty?

            Danny mówi Tomowi, że wszyscy ludzie mają w sobie umiejętność zabijania. Różni ich tylko to, że niektórym to zabijanie sprawia przyjemność. Mówi, że Tom lubi patrzeć, być obserwatorem tego, jak inni sprawiają ból i cierpienie. Zresztą wątek, czy psycholog rzeczywiście pomaga dzieciom przepracować ich traumy, czy tylko na ich cierpieniu buduje karierę jest bardzo ciekawy i szkoda, że nie został bardziej rozbudowany. Ostatecznie także Tom dociera do swojej granicy, swojego „utonięcia”. Po tym incydencie nie możemy patrzeć na niego w ten sam sposób. Kwestia tylko, czy stało się to za sprawą Danny’ego, czy też, jak pokazuje wypadek z dzieciństwa, zło zawsze w nim było?

            A Danny? To postać jeszcze bardziej niejednoznaczna. Bohatera można oceniać różnie na różnym etapie filmu. Przez chwilę wierzymy, że być może rzeczywiście był niewinny, a psycholog pospieszył się z wydaniem na niego wyroku. W innym momencie jesteśmy w stanie uwierzyć, że dokonał zbrodni, a teraz powrócił, by zemścić się na tym, którego obwinia za swój pobyt w więzieniu. Wreszcie, pod koniec, jesteśmy w nim w stanie widzieć słabą psychicznie ofiarę despotycznego ojca, który dwunastoletniemu chłopcu kazał odcinać głowy kurczakom, a gdy ten nie chciał tego robić, wyzywał go.

            „Utonięcie” to film, który niewątpliwie miał na siebie pomysł, i w którym reżyserka chciała pokazać, że każdy z nas posiada swoją granicę. Granicę, która sprawia, że pękamy i przestajemy być porządnymi ludzi. Niestety, zamierzenia okazały się zbyt ambitne i film nie udźwignął przekazu.

Koniec końców nie jest to film zły. Ma pewne niedociągnięcia i wady, ale da się go obejrzeć i nawet zastanowić nad tym, co próbował powiedzieć. Ostatecznie bliżej mu jednak do filmu telewizyjnego ze środowego pasma „Okruchy życia” niż do wybitnego filmowego traktatu o naturze zła.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej