To już jest nałóg...
To już chyba jest nałóg. I to
poważny. Książki są wszędzie – na pólkach, szafkach, na innych książkach, w
kilku rzędach, na kilku kondygnacjach. Szacuję, że samych książek z bibliotek
mam chyba ze 40. Przecież jestem bibliotekarką, spośród nowości mogę wybierać
jako pierwsza. Coś mi się od życia należy, jakiś bonus do marnej pensji… Tyle
książek chcę przeczytać. Ale czas. Czas nie jest z gumy. Trzeba pracować i
spać, i jeść, i gotować, i sprzątać, robić zakupy i pogłaskać kota. Trzeba
pisać recenzje na blog, fajnie jest czasem obejrzeć film. Poprosiłam nawet o
prezent w postaci zmieniacza czasu Hermiony, ale wiecie co, niestety, nie
działa. Cóż za rozczarowanie! Jeśli droga do piekła jest wybrukowana
nieprzeczytanymi książkami, to ja tam nie dojdę nawet przez wieczność
(pomnożoną przez dwa). Drogę do piekła wyłożą mi między innymi „Potem” Musso, „Między
książkami”, „Zgrozą w Dunwisch”, biografią Jane Austen i sióstr Bronte, całym
cyklem „Ziemiomorze”, „Zimową opowieścią”, „Tam, gdzie śpiewają drzewa”, „Sercem
w ogniu”, "Starciem królów", "Gwiazd naszych wina", "Wołaniem kukułki"… A to nawet nie jest wierzchołek tej góry lodowej. Niedługo będę jak
osiołek z bajki. Dano mi do wyboru spośród tylu książek, że ogłupiałam i nie
wie, co czytać. I kiedy. Ratunku. Jakby tego mało, wciąż kupuję nowe. Bo
przecież nie można przejść obojętnie wobec kosza „Wszystko po 12 złotych” w
Biedronce. Zatem kupiłam album o Jane Austen i „Wyścig śmierci” Maggie
Stiefvater. I „Wnuczkę do orzechów”, bo w Matrasie było 30% przeceny na
wszystko… A mam chrapkę na trzy kolejne pozycje, tak bardzo ciekawi mnie „Osobliwy
dom pani Peregrine”, „Świat lodu i ognia” i „Serafina”. Jeśli macie, jak ja,
więcej nieprzeczytanych książek, niż przeczytanych, to przyjmijcie do
wiadomości: jesteście uzależnieni. TO JEST NAŁÓG.
Komentarze
Prześlij komentarz