Rudnicka na bis
Mam
za sobą dwie kolejne książki Olgi Rudnickiej. Pisałam już o obu tomach
„Zacisza” oraz „Martwym jeziorze”. Wszystkie trzy pozycje raczej mi się nie
podobały. Tym razem na warsztat wzięłam „Lilith” i „Cichego wielbiciela” i
odkryłam, że książki Olgi Rudnickiej mogą mi się podobać.
Bohaterką „Lilith” jest Lidka, która
przeprowadza się wraz z mężem, Piotrem do Lipniowa, małego miasteczka gdzieś w
Polsce, gdzie podobno miał miejsce ostatni w historii naszego kraju proces
czarownic. Miasteczko znalazło swoją niszę i wyciska ten fakt jak cytrynę,
przyciągając turystów na organizowane kilka razy do roku sabaty. W Lipniowie
nasza bohaterka poznaje Edytę, właścicielką księgarni. Razem wpadają na trop
afery, w którą zamieszane mogą być najbardziej prominentne lokalne rodziny.
Natomiast „Cichy wielbiciel” jest
opowieścią o losach Julii, która pewnego dnia w pracy otrzymuje bukiet kwiatów.
Następnie zaczynają się w głuche telefony, SMSy. To, co rozpoczęło się niewinnie,
jako wydawałoby się zaloty cichego wielbiciela, przeradza się w nękanie. Julia
zaczyna czuć się osaczona. Ma kłopoty w pracy, w domu, w związku. A cichy
wielbiciel nie ustępuje. Wkrótce zaczynają przychodzić prezenty na adres
domowy.
Natomiast w „Cichym wielbicielu” nie
ma do czego się przyczepić. Widać, że autorka długo pracowała nad tą powieścią.
Przemyślana konstrukcja. Poczucie osaczenia, zagrożenia. A jednocześnie, ze
strony czytelnika, nieodparta chęć dowiedzenia się, jak to wszystko się
skończy. Dobra książka, może nie rewelacyjna, ale na przyzwoitym poziomie.
Niezaprzeczalnie „Lilith” i „Cichy
wielbiciel” mają jedną cechę wspólną, która sprawia, że mi się podobają. Są
powieściami na serio. Brakuje w nim humoru Olgi Rudnickiej, za który wielu z
Państwa pokochało jej pisarstwo. Mnie on natomiast doprowadza do szewskiej
pasji. Ot i cała tajemnica.
Witam, ja wysłuchałam audiobooka "Wielbiciela" i bardzo mi się podobał. Na początku irytowała mnie ta historia, ale z czasem okazało się, że powoli czuję się jak ta prześladowana bohaterka i wtedy zdałam sobie sprawę, że to przecież celowy zabieg autorki, której niesamowicie się to udało!
OdpowiedzUsuńZapraszam też na mój blog, który dopiero zaczyna raczkować, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
http://ksiegozbiorkasiny.blogspot.com/
Olga Rudnicka sprawdza się i w komediach i w poważniejszych fabułach, za jedne i drugie bardzo lubię tę autorkę :)
OdpowiedzUsuń