„Tylko nigdy nie wmawiaj sobie, że nie wiedziałeś. Bo to by była najgorsza zbrodnia”
John
Boyne zasłynął w Polsce jako autor „Chłopca w pasiastej piżamie”, wielokrotnie
nagradzanej powieści dla dzieci, której bohater, dziewięcioletni Bruno, jest
synem komendanta obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. W „Chłopcu na szczycie
góry” John Boyne wraca do tematu II wojny światowej.
Pierrot jest synem Niemca i Francuzki.
Po śmierci rodziców trafia do sierocińca w Orleanie, skąd zostaje zabrany przez
siostrę ojca. Chłopiec odbywa podróż przez Europę, by wraz z nią zamieszkać w
rezydencji na szczycie góry, gdzie Beatrix jest gospodynią. Tam poznaje
właściciela domu – najważniejszą osobistość nazistowskich Niemiec – Adolfa
Hitlera.
„Chłopiec na szczycie góry” to powieść
znacznie dojrzalsza niż „Chłopiec w pasiastej piżamie”. W poprzedniej książce
świat przedstawiony był jedynie umowny, służył jako tło dla parabolicznej
opowieści o przyczynach zła i ludzkiej nienawiści do tego, co inne. W tej
natomiast jest pieczołowicie nakreślony, nabiera autentyczności. Autor zadbał o
tło historyczne. Pojawią się Leni Riefenstahl, Goebbels, Eva Braun, czy choćby
słynny owczarek Hitlera, Blondie. Książka jest też dużo lepsza warsztatowo od
swojej poprzedniczki. Nie wydaje się już jedynie szkicem, a pełnokrwistą
opowieścią ze zróżnicowanymi bohaterami. „Chłopcu w pasiastej piżamie” świat był
zdecydowanie czarno-biały. John Boyne odwoła się także do swojej wcześniejszej
twórczości, bowiem w drodze na szczyt góry do rezydencji Berghof, Pierrot
spotka Kotlera, który w historii o losach Brunona i Szmula był jednym z
oficerów stacjonujących w Oświęcimiu.
„Chłopiec na szczycie góry” to opowieść
o tożsamości i o tym jak łatwo ją utracić. Pierrot jest nie tylko dwujęzycznym
synem Niemca i Francuzki, który od początku nie do końca wie, do którego narodu
przynależy, gdyż śpiewa Marsyliankę po niemiecku, a niemieckie piosenki po
francusku. Jest też chłopcem przyjaźniącym się z francuskim Żydem, który
jednocześnie całą swą dziecięcą miłość przelewa na Adolfa Hitlera.
Jest to też opowieść o indoktrynacji.
Widzimy przemianę zagubionego, ale w gruncie rzeczy dobrego i sympatycznego
chłopca w nieprzyjemnego, zadufanego w sobie małego idealistę, maskotkę
Führera. Pierrot-Pieter nie chce rozumieć, dlaczego na szczycie góry w odległym
kraju planuje się budowę łaźni z prysznicami bez wody i bez mrugnięcia okiem jest
w stanie doprowadzić do egzekucji najbliższych sobie osób. W tym sensie los
Pierrota, który w momencie przyjazdu zostaje przemianowany na Pietera, staje
się opowieścią o losie każdego, kto w tych dniach zamykał oczy na prawdę,
niezdolny przeciwstawić się dziejącemu się dookoła złu. Każdy mógł być owym
chłopcem, który przebywając na szczycie góry, nie chciał dostrzegać tego, co
działo się z ludźmi na dole.
Niestety, podobnie jak jego sławny
poprzednik, tak i „Chłopiec na szczycie góry” nie ustrzegł się pewnych
fabularnych absurdów. Od narratora dowiadujemy się, że Pierrot w wieku czterech
lat płynnie już czyta i pisze. Jako siedmiolatek ma poglądy i spostrzeżenia,
które obroniłyby się u nastolatka, nie u dziecka. Gdyby te myśli i działania
dotyczyły Pierrora w chwili, gdy kończy się powieść, Pierrota
szesnastoletniego, nie miałabym żadnych zastrzeżeń. Ale w momencie, gdy jest
jeszcze dzieckiem, są one nie tylko mało prawdopodobne, ale i niemożliwe.
„Chłopiec na szczycie góry” jest
wartościowszą książką niż „Chłopiec w pasiastej piżamie”. Jest lepszy zarówno
fabularnie, jak i warsztatowo. To właśnie ta powieść powinna otrzymywać nagrody
i zostać zekranizowana. Ma moc pobudzenia młodzieży do myślenia i refleksji nad
kondycją świata i człowieka.
Książka, która ma styl taki, który kocham :) Bardzo chciałabym ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://swiatwedlugidoli.blogspot.com/
W tej książce niedociągnięcia nie psują całościowego odbioru. Książka warta przeczytania.
OdpowiedzUsuń