Naśladowca doskonały
Anthony
Horowitz niewątpliwie zna się na intrygach kryminalnych. Był scenarzystą takich
serii jak Poirot, Morderstwa w Midsomer czy Detektyw Foyle. Nakładem
wydawnictwa Rebis ukazały się w Polsce jego wcześniejsze książki – „Dom
jedwabny” oraz „Moriarty”, w których autor pokusił się o wyręczenie Conan
Doyle’a i opowiedzenie dalszych losów słynnego detektywa z Baker Street oraz
jego śmiertelnego wroga, profesora Moriarty’ego. W 2014 roku Horowitz został
odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego.
Susan jest redaktorką w niewielkim
londyńskim wydawnictwie. Właśnie otrzymuje do zredagowania tekst kolejnego
kryminału sztandarowego dla swojej firmy autora. Z zapałem zabiera się za lekturę
kolejnej z przygód niemieckiego detektywa, Atticusa Pünda. Kiedy jednak dociera
do ostatniej strony, orientuje się, że nie otrzymała całości tekstu. Zanim
jednak trafia do siedziby wydawnictwa w poniedziałkowy poranek, dowiaduje się,
że twórca Pünda, Alan Conway, popełnił samobójstwo. Nastawiona na rozwikłanie
ostatniej zagadki Atticusa, Susan wyrusza na poszukiwanie ostatnich stron. Czy
kiedykolwiek istniały czy też może oddanie książki bez zakończenia było
ostatnim psikusem wrednego pisarzyny? A może ktoś zabrał brakujące strony? W
miarę zadawania sobie kolejnych pytań, Susan dochodzi do wniosku, że być może
Alan Conway nie popełnił samobójstwa.
By rozmawiać o „Morderstwach w
Somerset” najpierw należy pochylić się nad bardzo nietypową konstrukcją tej
powieści. Otóż Horowitz prowadzi z czytelnikiem pewną inteligentną grę. Oddaje
mu książkę o budowie szkatułkowej – oto dostajemy książkę w książce. Z jednej
strony obcujemy z historią pewnej przebojowej redaktorki, z drugiej wraz z nią
czytamy „Morderstwa w Somerset” autorstwa Alana Conweya, których cały tekst
zawiera się w powieści. Z jednej strony naszą bohaterką jest Susan, razem z
którą staramy się prześledzić ostatnie dni życia wrednego pisarza, z drugiej
towarzyszymy Atticusowi Pündowi w rozwiązywaniu jego ostatniej zagadki. Oba
teksty różni czcionka i osobna numeracja stron. Prawdziwa frajda, również dla
oka.
I
cóż to jest za postać, ten Atticus! Wielki umysł, Niemiec, któremu udało się
przeżyć koszmar obozów koncentracyjnych. W swoich małych dziwactwach nieco
przypomina Poirota. Jednak, zupełnie inaczej niż wąsatego Belga, trudno go nie
lubić. Bardzo żałuje, że wymienione w tekście wcześniejsze osiem tomów serii o
Atticusie tak naprawdę nie istnieje. Ależ to musiały być przygody.
Całe „Morderstwa w Somerset”
stanowią grę literacką, toczoną zupełnie otwarcie rozmowę z Agathą Christie i
jej twórczością. W ostatniej zagadce, której rozwiązania podejmuje się Atticus
Pünd, pobrzmiewają echa powieści „Pani McGinty nie żyje”. A to tylko
wierzchołek góry lodowej. Im lepiej czytelnik zna twórczość Christie, tym
lepiej będzie się bawił. Z tym, że od razu należy mieć świadomość, że całą
zabawę z tej jakże inteligentnej rozgrywki, popsuje Susan, która wyjaśni nam
bardzo łopatologicznie, który motyw wzięto z jakiej książki. I po co? Ależ ta
Susan nie umie się bawić! Ostatecznie nasza redaktorka-narratorka na stronicach
„Morderstwa w Somerset” umówi się nawet na spotkanie z wnukiem Agathy Christie,
zarządzającym „Agatha Christie Limited.”, firmą zajmującą się spuścizną po
pisarce.
Trudno powiedzieć, która z dwóch
opowieści wciąga bardziej – historia redaktorki czy też poczynania retro
detektywa. I choć każda z nich mogłaby funkcjonować jako zupełnie oddzielna
historia, obie czyta się bardzo przyjemnie. Nie można Horowitzowi odmówić, że
ma naprawdę świetne pióro i potrafi pisać. I o ile w przypadku książek
nawiązujących do Holmesa cała powieść nadrabiała podjętym tematem, a nie
intrygą kryminalną, ta bowiem była średnich lotów i zdecydowanie zbyt rozwleczona, tak w
„Morderstwach” proponuje nam się aż dwie zagadki, a każda z nich jest równie
pasjonująca.
„Morderstwa w Somerset” to pozycja
obowiązkowa dla miłośników Agathy Christie. To także pozycja idealna dla
miłośników kryminałów w starym stylu. Jedyne, co mnie zastanawia, to jakim
pisarzem jest Anthony Horowitz, gdy nie ukrywa się za niczyim stylem. Gdy nie
bawi się Holmesem, Poirotem, czy Bondem. Jaki jest Horowitz-pisarz, nie
Horowitz-naśladowca. W tym celu będę chyba musiała sięgnąć po „Księgę
Pięciorga” .
Wygląda intrygująco, na pewno sięgnę :) z nowych kryminałów jeszcze warta uwagi jest "Śmierć w Chateau Bremont". :)
OdpowiedzUsuń