Rachela, moja udręka [film]
Daphne du Maurier jest
w Polsce znana bardziej w kontekście filmów Alfreda Hitchcocka, jak choćby
„Ptaki” czy „Rebeka”, niż jako autorka książek.
Choć filmy bardzo dobrze przyjęto i do dzisiaj wzbudzają w widzach emocje,
du Maurier ich nie lubiła, tak jak nie lubiła współpracować z mistrzem
suspensu. „Moja kuzynka Rechela” również doczekała się przeniesienia na ekran,
choć już nie przez angielskiego reżysera. Po raz pierwszy w latach
pięćdziesiątych XX wieku. Obecnie możemy podziwiać drugą ekranizację książki z
Rachel Weisz w tytułowej roli.
Filip był wychowywany przez swojego
kuzyna Ambrożego. Gdy wyjeżdża na studia, kuzyn zapada na zdrowiu, a lekarze
zalecają wakacje w ciepłych klimatach. Wkrótce Filip zaczyna od Ambrożego
otrzymywać listy z podróży. W jednym z
nich kuzyn zawiadamia, iż spotkał we Włoszech swoją kuzynkę, Rachelę, która
zrobiła na nim bardzo dobre wrażenie. W innym liście Ambroży powiadamia Filipa
o ślubie z kuzynką. Niebawem jednak ton listów się zmienia. Ambroży pisze, że
Rachela go szpieguje, a nawet truje. Błaga Filipa, aby przyjechał i zabrał go
do domu. Filip wyrusza w podróż, jednak na miejscu dowiaduje się o śmierci
Ambrożego. Postanawia zaprosić Rachelę do angielskiego majątku, by dowiedzieć
się prawdy o śmierci kuzyna.
„Moja kuzynka Rachela” to naprawdę
bardzo dobrze skonstruowany film. Jednakże trzeba tu oddać sprawiedliwość du
Maurier, że to dobry film na podstawie dobrej historii. Przede wszystkim
postaci Filipa i Racheli są w nim świetnie zarysowane. Z jednej strony mamy chłopaka,
który niewiele miał do czynienia z kobietami (Ambroży był zatwardziałym
kawalerem). Gdy poznaje Rachelę, właściwie zachłystuje się jej obecnością. Jej
odmiennością i kobiecością. A odrzucony, nie zawaha się zemścić. Z drugiej
kobietę, która jest świadoma, jakie wrażenie wywiera na mężczyznach i nie boi
się tego wykorzystywać. Film, poza drobnymi szczegółami, naprawdę wiernie
trzyma się książkowego pierwowzoru.
Reżyser, podobnie jak autorka
książki, nie narzuca nam, co mamy sądzić o Racheli. Powoli udostępnia nam
wszystkie puzzle, które każdy może złożyć w dowolną całość. Rachela zna się na
ziołach, przygotowuje rzekomo wzmacniające herbatki. Być może Ambroży się po
nich rozchorował. Być może Filip się po nich rozchorował. Zatem trucicielka.
Tak początkowo chciałby myśleć widz. Truła go, żeby zagarnąć majątek. A teraz
próbuje omamić młodego głupca, aby również jego sobie podporządkować.
Ale potem widz otrzymuje
kolejne informacje. Ambroży był wobec
Racheli gwałtowny. Łącznie z rzucaniem się na nią duszeniem jej, co miało być
skutkiem rozwijania się choroby. Zaczął się do niej bardzo źle odnosić, gdy
straciła dziecko. Więc może Ambroży naprawdę miał guza mózgu? Choroba objawiała
się agresją, więc być może Rachela truła go nie z wyrachowania, ale by… hmmm,
jakoś przetrwać? Niemoralne, ale do końca potępić jej nie można.
Z trzeciej strony Rachela jawić nam
się może jako kobieta rozrzutna i lekkomyślna, ale jednak nie zbrodniarka.
Ostatecznie dowiadujemy się, że ustanawia Filipa swoim spadkobiercą, a otrzymane
od niego klejnoty, zamiast sprzedać i spłacić swoje długi, zwraca do banku.
Może więc Rachela jest tylko(aż?) kobietą nie na swoje czasy – pragnącą żyć po
swojemu, niezależnie od mężczyzny – zarówno finansowo jak i społecznie, co w
owych czasach zasługiwało na potępienie?
Nie tylko w warstwie fabularnej, ale
i wizualnie „Moja kuzynka Rachela” to uczta dla kinomana. Film jest naprawdę
iście kornwalijski. Piękne pejzaże zielonych łąk, nadmorskie klify. Albo dla
odmiany mgła i niemal nieustannie bębniący o szyby deszcz. Przepiękne kostiumy
i wnętrza ożywiają świat, który na stałe odszedł już do przeszłości.
A do tego wcale niezłe aktorstwo.
Rachel Weisz gra Rachelę tak, że widz sam nie wie, czy ma ochotę jej pożałować,
czy ją udusić. Wydaje się delikatna i bezbronna, by po chwili być pewna siebie
i zdradziecka. I co zadziwiające, Weisz jako Rachela jest niesamowicie zmysłowa
i kobieca, ale przy tym nieładna. Sam
Claflin też się spisał. Jemu też chce się na przemian współczuć i nienawidzić.
Na początku i na końcu filmu Filip
zapytuje sam siebie: „Zrobiła to czy nie?”. Podobno jakiś czytelnik zapytał o
to kiedyś Daphne du Maurier, a ona odpowiedziała, że… nie wie. Ja przyznaję, że
też nie wiem. Polecam obejrzeć i wyrobić sobie opinię. Zrobiła to, czy nie?
Ciekawy film. Ciekawa recenzja. Będę mieć na uwadze, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń