Humanista bez zawodu
Od kilku dni media informacyjne
trąbią, że od nowego roku szkolnego pracę straci około siedem tysięcy
nauczycieli. Dzięki funduszom europejskim nauczyciele będą się mogli
przekwalifikować lub założyć własną działalność gospodarczą. Na działalność
gospodarczą trzeba mieć pieniądze, to oczywiste. Ale trzeba mieć też pomysł, a
o dobry pomysł równie trudno, jak o pieniądze. Poza tym nie wiem, czy zakładanie
firmy w kryzysie to dobre rozwiązanie. Pozostaje więc wyjście numer dwa.
Delikwent może się przekwalifikować. Minister edukacji mówi, że matematyk może
pracować jako ekonomista, informatyk lub bankowiec. O polonistach natomiast
wspomina, że mogą pracować w branży związanej z humanistyką. To tak, jakby
powiedzieć, że białe nie jest czarne, bo jest białe. Oczywista oczywistość.
Minister sama nie ma pomysłu, co mogłaby robić rzesza bezrobotnych humanistów.
Polonista może przecież zostać bibliotekarzem (tyle, że w tym zawodzie o pracę
równie trudno, co o deszcz na Saharze). Może też zostać dziennikarzem. Właśnie
mija rok, odkąd skończyłam uniwersytet i wśród moich znajomych ze studiów,
ludzi wykształconych polonistycznie, nie ma ani jednego dziennikarza. Choć może
się mylę i wśród absolwentów specjalizacji dziennikarskiej z mojego rocznika
jest nowy Olivier Janiak albo nowa Justyna Pochanke. Podobnie jest z krytykami
literackimi, a przecież niemal trzydziestu nas skończyło tę specjalizację.
Tyle, że gazety nas nie potrzebują (patrz: przypadek dziennikarza), bo kto dziś
czyta książki? Niewątpliwie więcej osób je pisze, niż czyta, o czym świadczą
przypadki pań Rusin, Młynarskiej, Korwin-Piotrowskiej, Cichopek, Chodakowskiej.
Piszą celebrytki, dziennikarki, trenerki fitness, piszą nawet dzieciobójczynie.
W gazetach coraz trudniej o recenzje krytyczne. To raczej notki, nie dłuższe
niż 500 znaków. Dziś nikt już nie
potrzebuje krytyków, skoro mamy blogerów książkowych. Nic w tym złego. A
wychodzi taniej. Dajesz takiemu książkę, cieszy się jak głupi, napisze
pochwalnie, zrobi laurkę, nawet jeśli wciśniesz mu największy bulshit. A jeśli nie napisze pochwalnie,
to przyciśniesz, zagrozisz, że odetniesz dostęp do książek i poprawi albo
wykasuje. Inwestycja idealna. Znacznie taniej, niż zapłacić komuś za jego
wiedzę i czas. I łatwiej, bo ilu z niekrytych krytyków zajmie się literaturą
popularną bez skrzywienia ust i podejścia „jestem za nie”, zanim w ogóle
książkę zobaczy na oczy? Można także pracować w reklamie, bo poloniści nie miewają
raczej problemów z układaniem rymów częstochowskich. Czemu nie. I tu chyba
sprawdzamy się najlepiej. Pięćset słów o oponach, trzysta o pile tarczowej, sto
o szamponie do włosów. Trzysta tekstów, trzy tysiące słów, trzydzieści dni.
Umowa zlecenie i kiepska płaca. Przekwalifikowany nauczyciel może być:
bibliotekarzem, krytykiem literackim, dziennikarzem, copywriterem. Może też być
sprzątaczką, śmieciarzem lub sprzedawcą w sklepie z odzieżą. A w konsekwencji
możne zostać… wariatem. Może być (prawie) każdym, pozostając nikim. A przecież
będzie nas więcej. Uniwersytety rok po roku produkują kolejnych, nikomu
niepotrzebnych polonistów. Roczniku 2013, drogi Absolwencie, czas na Ciebie, by
poznać PUP. Czy nadal twierdzicie, że między
nami nie ma niepotrzebnych? Ależ są i to jest ich całkiem sporo.
Panią Minister Edukacji
Narodowej pozdrawiamy serdecznie,
Bezrobotni Poloniści oraz
Niepracujący W Zawodzie
Szkocja, dzień 14, dostaję informację, że moje interview przebiegło pomyślnie. Szkocja, dzień 28, dostaję do podpisania umowę. Praca w zawodzie, płaca przyzwoita. Zachwyt wzbudza doświadczenie niewielkie a wykształcenie uniwersyteckie to dopust boży.
OdpowiedzUsuńPaństwo, które nie potrafi zadbać o swoich nauczycieli to słabe państwo...
OdpowiedzUsuńZgoda ..... tylko że nasze kochane państwo prawie o nic i nikogo nie dba, więc nauczyciele nie muszą czuć się wyróżnieni. Dla mnie ważniejszymi argumentami potwierdzającymi słabość państwa są sprawy związane z bezpieczeństwem obywateli i prawem.
OdpowiedzUsuń