Przyszłość, przeszłość i X-men
Obejrzałam niedawno drugi w tym
roku komiksowy film (udaje mi się jak na razie utrzymać postanowienie „jeden
miesiąc, jedna wizyta w kinie”). Na „Spidermana” niestety nie dałam rady
dotrzeć. Seria „X-men” jest moim zdaniem jedną z najlepszych, jeśli chodzi o
komiksowe adaptacje, a „Pierwsza klasa” ociera się w swojej kategorii wręcz o
mistrzostwo. Dużo zatem oczekiwałam, idąc do kina na „X-men. Przeszłość, która
nadejdzie”.
W
najnowszym filmie naszym superbohaterom zagraża zgraja robotów, które
rozpoznają mutantów, przejmują ich moce, a następnie eliminują. W skutek wojny
między ludźmi, mutantami oraz maszynami na świecie zapanował kompletny chaos.
Dlatego Profesor X w porozumieniu z Magneto postanawia wysłać w przeszłość Wolverine’a,
by ten zapobiegł wydarzeniu prowadzącemu do wojny, za które uważają
zastrzelenie naukowca odpowiedzialnego za konstrukcję robotów przez Mistique.
Przede
wszystkim cieszyłam się z powrotu bohaterów znanych nam już z „Pierwszej
klasy”. Bardzo lubię młode wersje Profesora i Magneto. Cała intryga też w miarę
trzymała się ciągu przyczynowo-skutkowego i logiki, może poza faktem, że
zdaniem twórców scenariusza w latach siedemdziesiątych Amerykanie potrafili już
skonstruować inteligentne roboty i swobodnie bawili się genetyką (no dobrze,
jestem w stanie to przełknąć). Bardzo podobały mi się też kreacje Mistique, Quicksilver, Kitty Pride oraz Rosomaka. Ten ostatni, jak
zawsze zresztą, dostarczył nam sporo zabawnych tekstów. Na uwagę zasługuje
również kreacja głównego czarnego charakteru. Tym razem naszych mutantów ściga
nie kto inny, lecz sam Tyrion Lannister (pardon, doktor Trask).
Podobało
mi się dwutorowe prowadzenie akcji. Obserwujemy zarówno poczynania X- menów z
przyszłości, ich ucieczki przed robotami oraz rozmowy, jak i wydarzenia
dziejące się na początku lat osiemdziesiątych, gdzie wysłano świadomość Logana
w celu zmiany przyszłości (i przeszłości zarazem). Nowa odsłona X-menów
prowokuje do zadawania pytań o naturę przyszłości. Czy jest z góry ustalona i
nawet po wprowadzonych zmianach pozostaje identyczna, a nasze działania i
decyzje nie mają na nic wpływu? A może sami kształtujemy swój los, a
przeznaczenie nie istnieje?
Teraz
będzie bezwstydny spoiler. Mieszając w przeszłości, X-men zmienili przyszłość.
W ten sposób scenarzyści w zasadzie wyzerowali serię. Wracają więc Phoenix,
Cyclops a Rogue (yes, yes, yes!) odzyskuje swoje moce.
Podsumowując,
oczekiwałam więcej, ale było nieźle. Jednak nadal moim faworytem pozostaje
„Pierwsza klasa”. Co nie zmienia faktu, że nowy film o „X-menach” trzyma
poziom. Polecam.
A moim zdaniem ta część była lepsza niż "Pierwsza klasa" :D Kocham wszystkie odsłony "X-Menów" może nawet bardziej z sentymentu, bo niektóre części pod względem realizacji i fabuły były okropne. Poza tym, uwielbiam Michaela Fassbendera w roli Magneto. Po prostu go KOCHAM.
OdpowiedzUsuńTen film obejrzałam "hurtowo" na maratonie, razem z trzema innymi produkcjami Fox. To był świetnie zagospodarowany czas :)
KLIK