"Jesteś tylko odbiciem w mym lustrze" - recenzja musicalu "Jekyll i Hyde"
W
XIX wieku Robert Louis Stevenson napisał historię o dwóch ludziach w jednym
ciele – sympatycznym doktorze Henry’m Jekyllu i okrutnym panu Hyde. A może była
to opowieść o uczuciach, które drzemią w jednym człowieku (w każdym człowieku)?
Lub też wczesna diagnoza czegoś, co dziś nazywamy osobowością dysocjacyjną?
Jakby jej nie interpretować, historia stała się na tyle popularna, że dziś w
języku angielskim funkcjonuje idiom „Jekyll i Hyde” - mówi się tak o człowieku,
który jedno myśli, drugie robi. Na podstawie opowiadania Stevensona powstały
filmy, a także musical. Miał swoja premierę w 1990 roku, a w 1997 zadebiutował
na Brodwayu. Od października 2014 roku wystawiany jest w Teatrze Muzycznym w
Poznaniu.
W poznańskim przedstawieniu udział
wzięli aktorzy związani z teatrem muzycznym Roma w Warszawie. Damian Aleksander
w roli Jekylla i Hyde’a wypada świetnie. Bardzo dobrze wychodzi mu odgrywanie
podwójnej osobowości. Wierzymy mu – zarówno, gdy śpiewa poetycko, jako Jekyll i
już chwilę później, gdy rozpuszcza włosy i śpiewa twardo, mocno, jako Hyde.
Szczególne brawa należą mu się zwłaszcza za, moim zdaniem najtrudniejszy utwór
musicalu, piosenkę pt. „Konfrontacja”. Ze zmianą, jaka zachodzi w bohaterze, współgrają
światła padające na scenę. Brawa dla reżysera, Sebastiana Gonciarza, za
wzorowanie się w tym względzie na broadwayowskiej wersji „Konfrontacji” (w rolę
doktora-zbrodniarza wciela się w niej David Hasselhoff). Gorzej wypada niestety
jego koleżanka z Romy, Edyta Krzemień, wcielającą się w rolę Emmy, narzeczonej
doktora. Jest mało wyrazista. (Udało mi się obejrzeć „Jekylla i Hyde”
dwukrotnie i przyznam, że znacznie bardziej podobała mi się Emma z drugiej
obsady). Świetnie brzmią piosenki zbiorowe – „Fasada” oraz „Morderstwo”. W ich
przypadku Poznań naprawdę dał czadu. Niedawno Teatr Muzyczny w Poznaniu
przeszedł modernizację i w realizacji przedstawienia to widać. Twórcy fundują
nam ruchomą scenografię, londyńska mgłę, opary chemicznych eksperymentów.
Ostrzegam jednak, pierwszemu rzędowi dyrygent macha przed nosem batutą, bo
orkiestra pozostaje odsłonięta przez cały spektakl. Udało się coś wymyślić, by
zasłonić ją podczas spektaklu „Skrzypka na dachu” i „Hello Dolly”, to dlaczego
nie tym razem?
Co istotne teatr postanowił wydać płytę
z musicalu. Na inicjatywę zbierano na portalu polakpotrafi.pl. Wpłacił reżyser,
Edyta Krzemień, twórczyni kostiumów i koledzy z warszawskiej Romy też wpłacili.
Ja również. I udało się, zebraliśmy!
Jeśli będziecie przejazdem w Poznaniu,
jeśli jesteście z Poznania, mieszkanie daleko lub blisko (w sumie nieważne),
zobaczcie „Jekylla i Hyde’a”. Warto.
Uwielbiam musicale! Najbardziej "Hair" i "Metro", aczkolwiek jeżeli tylko będę miała okazję, to chętnie zobaczę również ten proponowany przez Ciebie! :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!