Czy "Hipnotyzer" hipnotyzuje?
Według obiegowej
opinii nikt nie pisze lepszych kryminałów, niż Skandynawowie. Larsson, Nesbo,
Lackberg jedynie otwierają listę. Czy śmiało można do niej dopisać Larsa
Keplera, autora „Hipnotyzera”?
Erick
Maria Bark jest lekarzem. Niegdyś prowadził kontrowersyjną grupę terapeutyczną,
leczył przy pomocy hipnozy. Jednakże obiecał sobie, że nigdy więcej tego nie
zrobi. Gdy popełnione zostaje brutalne morderstwo, a jedynym świadkiem okazuje
się śmiertelnie ranny nastolatek, policja prosi lekarza o zahipnotyzowanie
chłopca. Jedynie on widział mordercę. Tylko jego zeznania stoją między
mordercą, a siostrą ofiary, jedynym pozostałym przy życiu członkiem rodziny.
Czy hipnotyzer złamie daną sobie kiedyś obietnicę?
Trudno
jednoznacznie zaklasyfikować „Hipnotyzera”. Nie jest to powieść
detektywistyczna. Choć autor deklaruje, że książka otwiera cykl przygód
komisarza Jona Linny, policjant zdaje się być jedynie postacią drugoplanową,
która jest niemal bezbarwna i zupełnie ustępuje miejsca tytułowemu
hipnotyzerowi, jego żonie, a nawet teściowi! Nie jest to też kryminał, bo w
zasadzie od początku wiadomo kto zabił, problemem staje się jedynie to, jak
zebrać dowody przeciwko mordercy. W zasadzie najbliżej „Hipnotyzerowi” do
thrillera. Nie można odmówić tej powieści, że wzbudza emocje. Po przeczytaniu
człowiek aż się zastanawia, co ci Skandynawowie w sobie mają. Co sprawia, że
potrafią wymyślać takie okropności? Czy to pogoda jest winna temu, że są tak
zdrowo pokręceni? Właściwie wszyscy bohaterowie tej książki mają za sobą jakąś
bolesną przeszłość, nierzadko traumę tak głęboką, że aż trudno to sobie
wyobrazić. To czyni ich postaciami z
krwi i kości, pełnowymiarowymi. A jednocześnie, mimo, że tak prawdziwi, trudno
ich sobie wyobrazić w roli naszych sąsiadów zza płotu.
Powieść,
choć sprawnie napisana, wielowątkowa i z pełnokrwistymi bohaterami, nie jest
wolna od wad. Mam tu przede wszystkim na myśli zakończenie. Scena z autobusem
jest tandetna i efekciarska. Rozumiem, że miała stanowić mocne tąpnięcie na
zakończenie, jednak otarła się o śmieszność. Było to zupełnie niepotrzebne.
„Hipnotyzer”
jest całkiem przeciętnym przedstawicielem swojego gatunku. Odpowiednia lektura
na jesienne wieczory. Dobrze i szybko się czyta, ale raczej nie zostanie w
pamięci.
Mam miłe wspomnienia z tej lektury;)
OdpowiedzUsuńAle fakt, nie jest to szał;)
Zobaczę czy mnie "Hipnotyzer" zahipnotyzuje ;)
OdpowiedzUsuńCześć, nominowałam Cię do Liebster Blog Awards. Szczegóły u mnie na blogu Wiedźmowa głowologia. Będzie mi bardzo miło, jeśli weźmiesz udział w zabawie, ale zrozumiem, jeśli nie będziesz miała na to ochoty.
OdpowiedzUsuńWiem, że trochę złamałam zasady, bo jakby nie patrzeć masz dużo więcej obserwatorów (na Facebooku), ale pamiętam Cię jeszcze z dawnych czasów (zanim zafundowałam sobie kilkuletnią przerwę w blogowaniu).
Pozdrawiam,
Wiedźma