Nowy cykl bestsellerowej autorki
Twórczość Virginii C. Andrews od
jakiegoś czasu przeżywa renesans. Choć autorka nie żyje od trzydziestu lat, jej
książki nadal są chętnie czytane na całym świecie i przenoszone na srebrne
ekrany. Widząc możliwość zarobienia pieniędzy na twórczości zmarłej krewnej,
rodzina Andrews zatrudniła ghostwritera Andrew Neidermana, by ten – korzystając
z pozostawionych przez pisarkę notatek – dokończył kolejne serie. Okazało się,
że nauczył się tak doskonale podrabiać styl Virginii Andrews, że zaczął tworzyć
samodzielne historie, firmowane jej nazwiskiem. Tego rodzaju książką jest
„Willow”, napisana i wydana szesnaście lat po śmierci autorki.
Willow,
dziewiętnastoletnia studentka psychologii, dowiaduje się, że zmarł jej ojciec,
światowej sławy psychiatra. Po pogrzebie odwiedza ją rodzinny prawnik, który
wręcza jej kopertę. W środku Willow odnajduje dziennik ojca. Czytając go,
orientuje się, że jej matką była jedną z jego pacjentek. Dziewczyna wyrusza w
podróż do Palm Beach, by ją odnaleźć.
Serię „Kwiaty na
poddaszu” czytelnicy Andrews pokochali za wiktoriański klimat. W jej książkach
można było odnaleźć elementy powieści gotyckiej – stary ród z tajemniczą
przeszłością (i często zaburzonym psychicznie członkiem), która wyskakuje
niczym diabeł z pudełka, by dręczyć głównego bohatera lub bohaterkę,
obowiązkowo rodzinną posiadłość i rozbudowany wątek romansowy (nierzadko
kazirodczy). „Willow” posiada niektóre z tych cech, choć brakuje jej
tajemniczości i klimatu oryginalnych opowieści Andrews.
Najciekawszy w
powieści jest wątek projektu studenckiego głównej bohaterki. Willow przenosi
się z Karoliny Południowej do Palm Beach, by – pod pozorem badań nad miejscową
elitą – poszukiwać matki. Porównanie życia normalnych ludzi z problemami
pięknych i bogatych wypada raz zabawnie,raz przerażająco.
Pozostałe
elementy to już równia pochyła. Romans jest płytki i nierzeczywisty (bohaterka
w ciągu jednego dnia zakochuje się na zabój w mężczyźnie spotkanym w
restauracji, który – jakżeby inaczej! – okazuje się synem jej pierwszych
rozmówców). Świat przedstawiony tchnie sztucznością nie dlatego, że wśród
mieszkańców Palm Beach pieski nosi się w torebkach, a brak zaproszenia na
imprezę bywa równoznaczny z załamaniem nerwowym, ale ponieważ niewygodne
postaci usuwa się ze sceny równie łatwo, co w tanich dziewiętnastowiecznych
romansach. Kiedyś wszystko załatwiała śmierć z powodu suchot, dziś podobną rolę
pełni wypadek samochodowy .Nawet zejściu
ukochanego ojca, ideału i wzoru, nie poświęca się zbyt wiele miejsca ani uwagi.
I jeszcze słownictwo! Bohaterowie posługują się tak napuszonym językiem, że w
trakcie lektury myślałam tylko o tym, że nikt normalny tak nie mówi. Chwilami
wypadało to tak sztucznie, że aż śmiesznie.
Ostatecznie
osłabił mnie jednak list zamieszczony na końcu powieści, który napisała do
Willow inna bohaterka powieści Virginii C. Andrews, by polecić jej książki, w
jakich opisano jej losy. Nachalna, mało elegancka, niepotrzebna reklama.
„Willow” jest
powieścią zdecydowanie dla kobiet. Czy jest płytka? Jest. Czy jest kiepsko
napisana? Z całą pewnością. Ale cóż z tego, skoro zarówno ten, jak i kolejne
tomy przygód pensjonarki Willow znajdzie zagorzałe fanki. Te książki są jak
telenowele, kończą się w takim momencie, że chce się sięgnąć po następną, by
dowiedzieć się, co było dalej. Tego rodzaju powieści mają tylko jedną
bezsprzeczną zaletę. No dobrze, dwie. Szybko się je czyta i bywają wciągające.
Książka wciąż przede mną :) Porównam wrażenia po lekturze :)
OdpowiedzUsuń