Sztuka szaleństwa
W
sumie nie nazwałabym siebie samej „graczem”. Nie jest to rozrywka, na którą
przy moim ograniczonym czasie wolnym, lubię poświęcać jakoś specjalnie dużo
czasu. Znacznie bardziej wolę książki i książki, i... być może kolorowanie.
Grywam od czasu do czasu. W różne pozycje. W centrum mojego zainteresowania
znajduje się nie tyle typ gry, co jej tematyka. I to właśnie dla opowiedzianej historii
zainteresowałam się „Layers of fear".
Akcja gry toczy się w XIX wieku.
Wiktoriańskie i steampunkowe klimaty zawsze należały do
moich ulubionych. Gra odwołuje
się też bardzo mocno do historii Doriana Graya, młodzieńca, który dzięki
swojemu portretowi, nie starzał się mimo parszywego trybu życia. Natomiast
bohaterem naszej opowieści jest malarz.
Poznajemy go w momencie, gdy wraca do własnego domu i stara się odkryć tajemnicę
zaginięcia swojej rodziny. Wygląda na to, że nasz bohater, którego imienia
nigdy nie poznamy, nic nie pamięta. Razem z nim krążymy po domu, by odnajdywać
wskazówki, a dzięki nim zrozumieć, co w nim zaszło.
Nie jestem miłośniczką horroru, a do
tego typu gier należy „Layers of fear".
Jest to jednak pozycja, która straszy klimatem, nie krwią i odętymi
członkami. Wraz z bohaterem snuć się będziemy po jego niegdyś pięknym
wiktoriańskim domu. Z każdym okrążeniem odkrywać go będziemy wciąż na nowo i na
nowo. Klimat tej gry jest naprawdę niesamowity. To wizualny majstersztyk.
Przede wszystkim wszechobecne obrazy. Nie tylko te wiszące na ścianach, ale
także ten, który nasz bohater desperacko próbuje skończyć. Jednak gra to nie
tylko obrazy. Oczywiście obowiązkowo pogoda. Deszcz i błyskawice. Ciemna noc.
Zazwyczaj brak światła, liczyć można tylko na świece. No i te niepokojące stuki
i puki, znikające i pojawiające się drzwi. To wszystko tworzy naprawdę niepowtarzalny
klimat. Wspomnieć należy o muzyce, która również została perfekcyjnie dobrana,
a motywu przewodniego słucha się z przyjemnością, ale także pewną dozą strachu.
Ogólnie jednak oceniłabym tę grę
bardzo pozytywnie. Ma świetny klimat, tajemnicę, którą powoli odkrywamy, tak że
wciąż mamy ochotę grać i pozostajemy ciągle zaciekawieni, nawet gdy
spostrzeżemy pewne niedostatki mechaniki gry, przyjemną dla ucha muzykę. Gra pozwala
nam powoli odkrywać kolejne warstwy opowieści, dzięki czemu zaczynamy się
zastanawiać, gdzie leży granica między normalnością a szaleństwem, miedzy
sztuką a perwersją.
Tytuł kiedyś wpadł mi jednym uchem.. Ale niestety drugim wypadł. A szkoda bo widzę że szykuje się ciekawa propozycja na długie zimowe wieczory :) Pewnie zagram, dzięki za recenzję :)
OdpowiedzUsuńjustine-r.com