Magia słowa czytanego
Bernhard
Schlink przyszedł na świat, kiedy trwała jeszcze II wojna światowa. Jego dzieciństwo
i dorastanie przypadły na lata powojenne, kiedy Niemcy mierzyły się ze skutkami,
który wywołały. Potomkowie nazistów stawiali czoła własnemu wstydliwemu
dziedzictwu. Taki był właśnie świat, w którym żył autor „Lektora”, pisarz i
profesor nauk prawnych, mieszkaniec Berlina. Jego powieść, jako pierwsza w
historii literatury niemieckiej, trafiła na listę „New York Timesa”. Czy
słusznie?
Bohater powieści ma zaledwie
piętnaście lat, gdy przypadkiem poznaję Hannę, trzydziestosześcioletnią, skrytą
bileterkę. Młody chłopak natychmiast odczuwa do niej pociąg seksualny i
nawiązują romans. Nieoczekiwanie łączy ich jednak także literatura. Bohater
czyta bowiem Hannie na głos książki. Ich znajomość kończy się równie
nieoczekiwanie, jak się zaczęła. Kobieta znika. Bohater kończy szkołę, idzie na
studia, zapomina o dawnej kochance. Spotykają się ponownie, gdy on jest jednym
z obserwatorów procesu strażniczek z obozu koncentracyjnego. Ona siedzi na
ławie oskarżonych.
Trudno określić, o czym jest ta
powieść. Gdyby uznać ją za opis fascynacji młodego chłopaka dorosłą kobietą, za
literacką wizję „nieodpowiedniego” związku osoby ,wydawałoby się, dorosłej i
odpowiedzialnej z dzieckiem, to oczywiste, że „Lektor” musi przegrać z „Lolitą”
Nabokova. Gdyby uznać ją za opis pierwszej życiowej fascynacji drugim
człowiekiem, historię zachłyśnięcia się pierwszą miłością, również znajdą się
lepsze książki, jak choćby „Spóźnieni kochankowie”. Jednakże sprowadzenie
„Lektora” tylko do tych dwóch tematów robi tej powieści krzywdę. Należy także
zauważyć, że relacja tej dwójki oparta jest na miłości do literatury. Chłopiec
staje się dla Hanny tytułowym lektorem – czyta jej książki. To dzięki niemu
kobieta stopniowo nabiera świadomości. Jej postrzeganie świata zmienia się
właśnie dzięki poznanym lekturom.
O
czym zatem jest to książka? Można „Lektora” potraktować jako traktat o winie i
karze oraz o bolesnym, ale potrzebnym rozliczaniu się z przeszłością. Bo wojna
była tak straszna, że nie wolno nam zapomnieć. Nigdy nie wolno nam zapomnieć.
Ale jeśli spojrzeć na tekst pod tym kątem, to wątek procesu jest tu tylko jednym
z elementów fabuły i to wcale nie najważniejszym.
Można
też na „Lektora” patrzeć jak powieść filozoficzną. Czy wolno nam ratować
drugiego człowieka wbrew jego woli? Co z godnością jednostki? Czy można
pozwolić komuś świadomie zniszczyć samego siebie, jeśli istnieje możliwość, by
go uratować? Czy niewiedza może być usprawiedliwieniem dla wyrządzonego przez
człowieka zła? Czy nieposiadanie wykształcenia, bycie pionkiem w nazistowskiej
machinie, zwalniało od odpowiedzialności? Właśnie z tej powieść Schlinka wydaje
mi się najciekawsza do interpretacji. Jednakże to znów tylko ułamek całego
tekstu.
Kolejny kłopot z „Lektorem” jest
taki, że jest bardzo krótki. O ile zwykle zdarza mi się narzekać, że w obecnych
czasach książki są zbyt długie, przegadane, tak w przypadku tej wydaje mi się,
że jest na odwrót. Narrator skąpi nam informacji. Prawie nic nie wiadomo ani o
głównym bohaterze, ani o Hannie. Uważam, że tekst należałoby rozwinąć. Wyszłoby
to tej książce na dobre, bowiem w obecnej formie bardziej przypomina szkic niż
powieść właściwą.
Czy „Lektor” Bernharda Schlinka powinien
zrobić tak zawrotną karierę? Według mnie nie. Uważam, że to kolejna książka,
która wypłynęła na fali zainteresowania tematem obozów koncentracyjnych i
wojny. Bo to, co traktuje o obozach, trzeba doceniać, nagradzać. Bo musimy
pamiętać, potępiać, dbać, by się to nie powtórzyło. Owszem, jest to powieść, na
którą autor miał pomysł i nie zabrakło mu też talentu na jego wykonanie. Moim
zdaniem jest to jednakże pierwszorzędna książka wśród drugorzędnych.
Czytałam już dawno temu, ale wywarł na mnie ogromne wrażenie!
OdpowiedzUsuń