Zbiór szkiców Carolla



Kiedy Jonathan Carroll miał piętnaście lat, postanowił zostać pisarzem. Jednak  z tych planów długo nic nie wychodziło. Zatrudnił się jako nauczyciel. Aż w którejś z jego kolejnych książek nastąpił przełom – pies przemówił. Swoją pierwszą powieść wydał dzięki wstawiennictwu Stanisława Lema, którego syna był korepetytorem. Dziś jest jednym z najbardziej uznanych autorów piszących w nurcie realizmu magicznego. Spod jego pióra wyszły „Zaślubiny patyków”, „Całując ul” oraz „Kąpiąc lwa”.
    „Kolacja dla wrony” to zbiór krótkich szkiców na różne tematy. Carroll poświęca w nich uwagę relacjom damsko-męskim i rodzinnym, a także upływającemu czasowi. Pisze o literaturze i filmie. Odnosi się do genezy niektórych ze swoich książek. Często zupełnie błahe wydarzenia, jak spacer z psem czy scena zaobserwowana w kawiarni, stają się kanwą dla tych krótkich wprawek. Określam te, często półstronicowe teksty, nieraz nawet krótsze, jako „wprawki”, gdyż nie jestem pewna, jaką przynależność gatunkową powinny otrzymać. Ze względu na poważny charakter trudno te teksty nazwać felietonami, z kolei na eseje są zdecydowanie zbyt krótkie i błahe. Może najbezpieczniej byłoby powiedzieć, że to zbiór przemyśleń na różne tematy. Zapisanych, ale jednak przemyśleń.
      Niewątpliwie teksty, które wyszły spod pióra Carrolla, napisane są pięknym językiem. Niektóre z nich ocierają się nawet o poezję, przyjemnie się je czyta. Z drugiej strony podczas lektury miałam wrażenie, że już to wszystko wiem, że już to gdzieś widziałam, czytałam, słyszałam. Że sama tak myślę, więc nie potrzebuję, by autor obwieszczał mi to w natchniony sposób, bowiem w jego miniaturkach nie ma nic odkrywczego. Chyba że chcemy spojrzeć na Carrolla nie jako na pisarza, lecz na niestrudzonego tropiciela magii codzienności, który, tak jak my, wychodzi na spacer z psem, spotyka się z przyjaciółmi i udziela im rad, obcuje z kulturą i wyraża sądy na jej temat.
    Przypuszczam, że brakiem wyjustowania wydawca chciał osiągnąć efekt tekstu pisanego odręcznie, tak, jakbyśmy mieli do czynienia z notatkami pisarza, być może właśnie pozostawionymi na biurku. Byśmy poczuli bliskość, głębszą więź. Jeśli o mnie chodzi, poczułam raczej zdenerwowanie. Tekst był niechlujny, a ponieważ zastosowano do niego tradycyjną czcionkę, nijak się miał do odręcznych notatek.
    Czy warto przeczytać „Kolację dla wrony”? Przyznam, że mam problem z jednoznaczną odpowiedzią na to pytanie. Z jednej strony wprawki napisane są pięknym językiem, więc obcowanie z nimi może sprawiać przyjemność. Z drugiej strony naprawdę nie ma w nich nic odkrywczego ani wyjątkowego. Może tak: „Kolację dla wrony” warto przede wszystkim polecić tym, którzy mieliby ochotę chwilę obcować z Carrollem-człowiekiem, a dopiero w drugiej kolejności Carrollem-pisarzem. Tym czytelnikom zbiór powinien przypaść do gustu.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej