Filmowy Świąteczny Kalendarz Adwentowy, edycja 2021, odcinek 1

 

To niesamowite, ale okazuje się, że to już piąta edycja Filmowego Kalendarza Adwentowego na moim blogu. Jest to cykl, w którym prezentuję Wam filmy świąteczne w sobie jedynie właściwy sposób. Niezbyt poważnie, bo na poważnie do większości filmów świątecznych podchodzić się nie da. W końcu spora część z nich sama siebie nie traktuje poważnie. Jest słodko, jest nierealnie. Jest magicznie. D. zapytała mnie kiedyś, po co ja właściwie to sobie robię, przecież mogłabym ten czas spędzić zupełnie inaczej. Ale wiecie co? Kłopot w tym, że ja naprawdę lubię te filmy.

1. „Miłosna pułapka”


Tegoroczny maraton z filmami świątecznymi zaczęłam dość nieszczęśliwie, bo od filmu z Niną Dobrev. I nie byłoby w tym nic złego, bo Ninę Dobrev całkiem lubię („Pamiętniki wampirów” i „Słodkie kłamstewka” to dwa seriale, które uratowały mnie przed szaleństwem w 2017 roku). Kłopot w tym, że ten film ma masę problemów, których na poziomie pisania scenariusza nikt nie zauważył albo nie chciał zauważyć. Główna bohaterka, której imienia już nie pomnę (cóż poradzę, nie przywiązałam się) poznaje przez Internet chłopaka z drugiego końca kraju. Dobrze im się rozmawia przez około dwa miesiące, po czym krótko przed świętami on rzuca, że chciałby z nią spędzić święta? Więc co dziewczyna robi? Proponuje spotkanie w mniej szalonym terminie na jakimś neutralnym gruncie? Tak, zgadliś… Nie, zaraz, oczywiście, że nie! Pakuje tyłek w samolot, żeby stanąć u jego drzwi i radośnie zakrzyknąć: „Niespodzianka!”. Tyle, że ten miecz obosieczny trafia i w nią samą. Chłopak, który ją wita, okazuje się nie tym ze zdjęcia w internecie. Nasza bohaterka ma bardzo słuszne i uzasadnione pretensje, że chłopak ją oszukał. Planuje upić się w barze, a potem wrócić do domu pierwszym możliwym lotem. Tyle, że gdy tak popija, okazuje się, że chłopak ze zdjęcia naprawdę istnieje, bo to kumpel tego, który założył sobie konto na profilu randkowym. Więc nasz główny bohater proponuje naszej dziewczynie: „Hej, poudawaj moją dziewczynę przez święta, tak przed rodziną, a ja ci pomogę z tym drugim gościem”. I jak myślicie, co robi nasza główna bohaterka? Oczywiście wyśmiewa tak głupi pomysł, i mówi, że skoro padła ofiarą tego rodzaju oszukaństwa, to nikogo innego na nie nie narazi. No właśnie… nie. Radośnie rzuca się robić dokładnie to samo, za co wcześniej zrobiła (słuszną) karczemną awanturę. Bohaterowie więc przez cały film źle traktują innych ludzi, są niemili i ogólnie antypatyczni, ale film niezdarnie przekonuje nas, że powinniśmy im współczuć i lubić, bo ona jest biedna i oszukana, a przecież zasługuje na miłość, a on jest biedny, bo starszy brat źle go traktuje i mieszka w piwnicy rodziców (ni chybi seryjny morderca, ja na miejscu Niny, która w filmie nie jest Niną, to bym się jednak zastanowiła). Najgorsze w tym wszystkim jest to, że film kompletnie ignoruje fakt, że ci dwoje przez dwa miesiące ze sobą szczerze rozmawiali i nawiązali więź. A potem, kiedy nieszczęsne dziewczę staje u drzwi swojego wybranka, w obliczu innej powierzchowności niż ta pierwotnie założona, to nie ma kompletnie żadnego znaczenia i ci dwoje zachowują się, jakby nic ich nie łączyło. Zwycięzca w kategorii filmów świątecznych przekazujących możliwie najgorsze wzorce.

 

2. „Zamiana z księżniczką 3” 


Kiedy rozpoczynałam Filmowy Kalendarz Adwentowy, robiłam to z pierwszą częścią „Świątecznego księcia”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że uniwersum europejskich nieistniejących państw jest ta silne w filmach świątecznych (i poza nimi – vide „Pamiętnik księżniczki”, gdzie mamy Genovię). Toż to są całe eventy jak crossovery DC i „Endgame” Marvela. Są te wszystkie Belgravie, Aldovie i te inne „-ovie” (Sokovie, żeby daleko nie szukać, Scarlet Witch pochodziła właśnie z Socovii, a spróbujcie toto zlokalizować na mapie, znalazłam trzy różne, życzę powodzenia), a księżniczki się nawet nawzajem odwiedzają. Na dodatek, podobnie jak „Świąteczny książę”, tak i „Zamiana z księżniczką” doczekała się trylogii (z roczną przerwą na „Świątecznego rycerza”, bardzo żałuję niekontynuowanego). Zatem w „Zamianie z księżniczką” mieliśmy dwie Venessy Hudgens – Stacy i Margaret, w dwójce już były trzy, bo dołączyła Fiona, a w trójce Fiona zamieniła się w główną bohaterkę. I o ile w poprzedniej części jej nie trawiłam, tak tym razem bawiłam się całkiem dobrze i uważam, że część trzecia jest lepsza od poprzedniczki. Sama natomiast Venessa Hudgens gra Fionę z takim przerysowaniem, że choć to głupawe, to nawet urocze. Poza tym, jakimś sposobem naprawdę udaje jej się wcielać w trzy identyczne, a zupełnie różne kobiety. To naprawdę jest coś. Nie podejrzewałabym jej o tego rodzaju umiejętności. Nie jest to może wybitne aktorstwo, ale każda z jej bohaterek jest jakaś. One się nawet inaczej całują!

 

3. „Świąteczny zamek”


Jest sobie autorka bestsellerów dla pań (Kobieto, powiedz, jak to zrobiłaś?!), która uśmierca ważną dla swojej serii książek postać. Spotyka ją z tego powodu fala niezadowolenia ze strony czytelników (to akurat niefajne). Stwierdza więc, że: „A dobra, chrzanić to, mój tata opowiadał zawsze o zamku w Szkocji, niedaleko którego się wychowywał, jadę go zobaczyć na żywo”. (Zamek, nie tatę, jeśli ktoś ma wątpliwości, tata nie żyje). Jak wymyśliła, tak zrobiła. Okazuje się, że w Szkocji poznała samych miłych ludzi, którzy, choć ją rozpoznali, dla odmiany nie mieli jej za złe, że uśmierciła delikwenta z książki. Następnie pisarka poznaje bardzo niemiłego i naburmuszonego pana arystokratę ( z pięknym szkockim akcentem) i wydzierżawia od niego zamek do Bożego Narodzenia. Przy czym pan nie zamierza się w tym czasie wyprowadzać. Taki jest warunek, jeśli chce rzeczoną budowlę później kupić (Ach ten piękny świat, w którym można sobie od ręki kupić szkocki zamek! Cóż to za świat, piękny świat, dlaczegóż takiego nie znam świata?!). Następnie nasza bohaterka trochę z panem arystokratą pojeździ konno, zakocha się bez powodu (tylko dlatego, że tak jest napisane w scenariuszu) i będzie pięknie. Owszem, Szkocja jest urokliwa, zamek też. Konie również. W filmie miłe są nie tylko widoki i wnętrza, ale również fakt, że bohaterowie mają około pięćdziesiątki, przeżywają raczej drugą niż pierwszą młodość. Fajnie od czasu do czasu uświadomić sobie, że w każdym wieku mamy szansę na miłość i szczęście.  Nawet, jeśli to równie realne, co świat, w którym kupujemy sobie szkocki zamek.

Komentarze

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej