Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji, czyli katolicyzm a "Golgota picnic"



Przeraża mnie to, co dzieje się wokół festiwalu Malta i spektaklu „Golgota picnic”. Przeraża mnie, że polscy duchowni gotowi są nawoływać do ogólnopolskiego protestu, w czasie którego ich zdaniem powinna się polać krew, byle zatrzymać wydarzenie kulturalne.  Widziałam dziś rano w telewizji informacyjnej wywiad z dyrektorem festiwalu. Z jednej strony rozumiem jego argumenty przemawiające za odwołaniem spektaklu. Też nie jestem pewna, czy gdyby w grę wchodziły ewentualne zamieszki i możliwość, iż ktoś zostanie ranny,  a ja byłabym dyrektorem takiego wydarzenia, nie podjęłabym decyzji o odwołaniu przedstawienia. Ale z drugiej strony mam też do pana dyrektora żal. Ugiął się. Pokazał, że sztuka może ulegać dyktaturze jednostek.  Stworzył precedens, z którego moherowe berety będą teraz skwapliwie korzystać.  W tym samym programie wspominano też, że spektakl obejrzało 55 osób, a po jego wyświetleniu ktoś wpuścił do Teatru Nowego śmierdzącą substancję i spotkanie z reżyserem odbyć się już nie mogło. Gdyby tak podczas ewakuacji którejś z tych 55 osób coś się stało? Czy tak postępują prawdziwi katolicy? Podczas wyświetlania „Golgota picnic” na ulicy przed teatrem protestowało około 200 osób. Dziennikarz rozmawiał z jedną z nich. Pytał, dlaczego tam jest.  Pani odpowiedziała:
- Bo nam żyć nie dają.
- Kto komu żyć nie daje?
- Ksiądz w kościele powiedział, że to jest złe, że atakuje wiarę.
Jedna pani z drugą panią nie wie nic na temat przedstawienia, nie wie nic o reżyserze, ale wie doskonale, że spektakl jest zły, bo ksiądz w kościele tak powiedział. A ksiądz wszak przecież co powie, to święte musi być.
            Tyle, że teraz musiałabym odpowiedzieć „żyć mi nie dają”. Jestem ateistką. I nie chcę, by w szkołach, urzędach i budynku sejmu Rzeczpospolitej Polskiej wisiały katolickie symbole religijne. Nie chcę, by katolicy wtrącali się, co mogę, a czego nie mogę oglądać podczas wydarzeń kulturalnych. Dlaczego ten wasz powierzchowny, odpustowy, pusty katolicyzm ma decydować o tym, co wolno nam, ateistom? (Zaznaczam, że do ludzi wierzących prawdziwie nic nie mam, tych szanuję i cenię, ale takich znam tylko kilkoro – żadna z tych osób nie stanęłaby wczoraj pod teatrem).  Dlaczego wasze przekonania mają krępować kulturę? Nie godzę się na to i mam prawo głośno wyrazić moje zdanie. Choćby tutaj.
Nie dajecie mi żyć. A gdy patrzę na to, co się dzieje, dochodzę do wniosku, że to nie jest kraj dla normalnych ludzi ani niestety, kraj normalnych ludzi.

Komentarze

  1. Żyjemy w kraju, gdzie mamy prawo do własnego zdania i poglądów, o ile zgadzają się z poglądami kościoła...

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje się nie zgadzają, co nie znaczy, że mam zamiar z nich zrezygnować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobry wpis. Niestety zyjemy w kraju, gdzie obledny tzw. katolicyzm dyktuje warunki zycia i ustala zasady gry. Bractwo moherowe probuje narzucic czesci spoleczenstwa swoj punkt widzenia. Odwolanie spektaklu to ich kolejne male zwyciestwo. Pytanie: czym moherowy katolicyzm rozni sie od ortodoksyjnego islamu? Odpowiedz: niczym.

    OdpowiedzUsuń
  4. To typowe dla "katolikow": krytykowac spektakl, ktorego sie nie widzialo. Bo proboszcz kazal. Jakby nie mieli wlasnego rozumu. Sa jak owce prowadzone przez barana. I chyba nie maja. To osoby mocno ograniczone intelektualnie, niegotowe do samodzielnego myslenia. Kiedy wreszcie przestaniemy sie za nich wstydzic?!
    Jesli w szkolach i parlamencie jest miejsce na krzyz, powinno rowniez znalezc sie miejsce na symbole innych wiar. Ale jakos nikt sie nie kwapi uszanowac zydow, prawoslawnych, mahometan... Polska to ciagle kraj nietolerancji.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej