Janek Wiśniewski padł
Na
okładce „Pochłaniacza” napisane jest: „Zapamiętajcie to nazwisko. Katarzyna
Bonda została właśnie królową polskiego kryminału”. Słowa te są autorstwa
Zygmunta Miłoszewskiego. Hmmm… niby laureat nagród, autor kryminałów, na
podstawie których zrobiono dwa filmy. Powiedziałoby się znawca i z zapałem
zasiadło do lektury, prawda?
Sasza Załuska jest profilerką. Po wielu
latach za granicą, wraca do Polski. Ma sporządzić profil psychologiczny na
zlecenie prywatnego klienta. Szybko jednak okazuje się, że jej śledztwo wiąże
się ściśle z morderstwem Janka „Igły” Wiśniewskiego, popełnionym w popularnym
klubie muzycznym i Sasza zaczyna współpracować z policją.
Czytałam, czytałam i coraz bardziej
zastanawiałam się, skąd te zachwyty. Wszyscy Bondę chwalą, że takie dobre, że
takie wciągające, że od Bondy nie można się oderwać. (W tym jedna z osób, która
jest dla mnie autorytetem, jeśli chodzi o dobór lektur.) Czego nie można
autorce odmówić, to dbałości o szczegóły. Środowisko mafijno-policyjne oddane
bardzo barwnie i z precyzją. Bonda wydobyła na powierzchnię smutne i jakże
prawdziwie życiowe stwierdzenie, że ręka rękę myje. To obrzydliwe i do bólu
prawdziwe. A sprawiedliwość, to chyba tylko w niebie.
Techniki kryminalistyczne zostały
opisane tak szczegółowo (nawet z gwiazdkami i przypisami!), jakby się co
najmniej wchodziło do jakiegoś laboratorium w środku odcinka „CSI”. Osmologia,
próbka zapachu jako dowód w sądzie. Widać, że pani Bonda bardzo dokładnie
odrobiła lekcje. Należy jej się celujący za konsultację ze wszystkimi
policjantami z Piły.
I na tym plusy pisarstwa Katarzyny Bondy
się dla mnie kończą. Wprowadzenie bliźniaczej podmianki to chwyt jeszcze
bardziej żenujący, niż atak zdradzoną żoną, która zabija z zemsty. Działał, ale
może w czasach Luke’a Skywalkera i księżniczki Lei. Wprowadzenie dwóch
bohaterów o imieniu i nazwisku Waldemar i dokonywanie żonglowania dla
zdezorientowania czytelnika, kolejny chwyt poniżej pasa. Po trzecie kopuła
kościoła nie może być strzelista, bo jest raczej ZAWSZE okrągła, ale to już
uwaga do redakcji, niż samej autorki. I wreszcie, gdzie wy, na tych 700
stronach mieliście napięcie? Moim zdaniem nie było. Za długie, niemiłosiernie
rozwleczone, przynudnawe nawet.
Poza tym Sasza Załuska jest
alkoholiczką. Rozumiem, że praca w policji kryminalnej, jak mówią moi gimnazjaliści,
„ryję banię” i można od tego dostać na głowę. Rozumiem, że policjanci, prawdziwi
policjanci, zaczynają popijać, rozpadają im się małżeństwa, ćpają, bo taka
praca i jakoś odreagować trzeba. Rozumiem, naprawdę. Ale kurde, czy każdy książkowy
policjant/detektyw/profiler musi mieć na koncie bycie alkoholikiem/rozwodnikiem/mieć
mroczną popieprzoną tajemnicę z przeszłości? To tak powtarzalne, że aż banalne.
Wiem, że narodowi z odpowiednią reklamą
wcisnąć można każde gówno i udawać, że to perfuma, czego dowodem jest
błyskotliwa kariera pewnej pani co to o wsiach, mafiach i zagubionych dzieciach
pisze. Ja wiem, że pani Bonda sroce spod ogona nie wypadła. Dla telewizji
pracowała. Skończyłam kryminał, do podziękowań wreszcie docieram. I co się
okazuje? Wymienieni są w nich: Joanna Jodełka, Ryszard Ćwirlej, Małgorzata
Krajewska (nieprzypadkowa chyba zbieżność nazwisk z Markiem Krajewskim). Zatem
wszystko jasne. Nie chodzi o to, jak piszesz, tylko kogo znasz. Mam nadzieję,
że chociaż Miłoszewski tanio na okładkę swojej skóry nie sprzedał. Bo jeśli
chlapnął to zdanie po znajomości… Wszak królowa jest tylko jedna. Jeśli królową
polskiego kryminału jest Bonda, to nie mamy w tym kraju utalentowanych pisarek
kryminałów.
I
w ten oto sposób Janek Wiśniewski padł. Więcej Katarzyny Bondy czytać już nie
będę.
Poza ostatnim akapitem, właściwie się zgadzam. Książka jest za długa, a napięcie gubi się w natłoku zbędnych informacji. Fajnie poznać metody pracy policji, ale co za dużo to niezdrowo. No i ten zabieg z bliźniakami...
OdpowiedzUsuńBez przyjemności, ale muszę podpisać się pod ta opinią. Sprawa ma się podobnie, jeśli chodzi o "Florystkę".
OdpowiedzUsuńSzkoda, że akurat na Bondę padło i że to jej kryminały są opiewana na łamach prasy i TV, na prawdę mamy lepszych autorów tego gatunku.
Umrą niestety w zapomnieniu, ponieważ, tak jak powiedziano powyżej, Ci lepsi nie znają tych, których zna Katarzyna.
Bondy nie czytałem, ale skoro jedynym plusem jej prozy jest dokładność, czasami nawet przesadna, to ja tę koronę polskiego kryminału chętnie oddam na głowę Katarzyny Puzyńskiej - ta to ma świetny warsztat. ;)
OdpowiedzUsuń