Wszystkie śmierci Lary Croft


W sumie moja styczność z Larą Croft ograniczała się do tej pory do tego, że wiedziałam, iż Lara istnieje. Widziałam fragmenty któregoś filmu z Angeliną Jolie, a w dawnych czasach, gdy moje wiosny można było liczyć, używając jedynki z przodu, moich kolegów ze szkoły fascynował fakt, że laska z dwoma pistoletami lata w grze bez koszulki. Tyle mojej dotychczasowej wiedzy o Larze. I właściwie nie bardzo jestem w stanie prześledzić mój tok myślowy, który zaowocował faktem, że zagrałam w „Tomb Rider” z 2013 roku.
            Historia jest banalna do bólu. Lara Croft, studentka archeologii, wraz z grupą innych śmiałków wsiada na statek, by dobić do tajemniczej wyspy, gdzieś w okolicach Japonii, gdzie rządziła królowa Himiko. Pech chce, że statek się rozbija. Grupa chciałaby wrócić do domu, ale przeszkadza jej w tym sztorm, to po pierwsze, a po drugie banda nawiedzonych Rosjan z pistoletami maszynowymi i łukami. Nasza dzielna przyszła pani archeolog musi zadbać o bezpieczeństwo swoje i innych członków wyprawy, odkryć jak wydostać się z wyspy, a przy tym nie zginąć. Proste, no właśnie… niezbyt proste.   
  Zacznijmy od tego, że nad fabułą gry o Larze Croft nie można się za bardzo zastanawiać, bo wtedy cała frajda odpłynie. Odkryjecie, że postaci są do bólu schematyczne ( jest dzielny przyjaciel, dama w opałach i parszywy dwulicowy sprzedawczyk), a fabułę znacie z tysiąca innych gier i filmów (tego ten, to kolejne wcielenie tej samej historii, przy czym „wcielenie” jest tu słowem kluczowym). Trochę magii, trochę kanibalizmu. Ale jeśli zawiesicie niewiarę, będziecie się doskonale bawić. Historia was wciągnie, zaręczam.
            Trochę w tej grze skakania i wspinania się, trochę zagadek logicznych i dużo, dużo więcej strzelania. Są niby poziomy trudności, ale jeśli ktoś jest niedzielnym graczem, nastawionym na poznawanie fabuły, a nie powtarzanie w kółko tych samych sekwencji, i w kółko, i w kółko, i w kółko, podczas gdy ciągle Wam się nie udaje, to zrozumiecie, że takim graczom na poziomie rzekomo łatwym, wcale tak łatwo przechodzić dalej nie jest. Gra może więc powodować frustrację i chęć rzucenia padem o ścianę, ale generalnie może też przynieść sporo frajdy.
Jednakże, zupełnie co innego skłoniło mnie do napisania tychże słow. Podczas pierwszych pięciu minut grania, naraziłam Larę już na tyle stłuczeń, zadrapań, otarć, urazów, złamań, że nie wiem, jakim cudem trzymała się na nogach, zamiast umrzeć od urazów wewnętrznych. Serio, ta laska skacze po górach jak kozica górska, do tego spada z dwudziestu metrów, otrzepie się i idzie dalej. Ale nie to nawet zrobiło na mnie największe wrażenie. Naprawdę, nie miałam pojęcia, że można zginąć na tyle sposobów. Lara może spaść do wody i utonąć od uderzenia w głowę, może osunąć się ze skarpy, może nadziać się na wystającą z wody gałąź, może zginąć od strzału z pistoletu, z łuku, od uduszenia, od broni białej. Może ją przygnieść skała, zadusić wredny Rosjanin. Może spaść w przepaść, zginąć w wybuchu. W pewnym momencie ma się wrażenie, że Lara Croft nie trafiła na jakąś japońską wyspę pełną duchów samurajów-gigantów (nie pytajcie), a do Westeros, gdzie jak wszyscy wiemy, można zginąć nawet na sposoby, o których nikt by nawet nie pomyślał. Uwierzcie mi, choć Lara Croft jest komputerowa, to było mi jej autentycznie żal. Ta biedna dziewczyna jest narażona na tyle wariantów własnego zejścia z tego świata.
            Choć nowa odsłona „Tomb Ridera” to rok 2013, a zatem od jej wypuszczenia na rynek minęło pięć lat, można zatem uznać, że to „stara” gra, graficznie nadal prezentuje się pięknie i jest naprawdę przyjemną dla oka.  
            Tak czy siak gra jest naprawdę przyzwoita i powinna Wam dostarczyć solidnej rozrywki. Także, gdybyście ją kiedyś zobaczyli na jakiejś promocji (ostatnio była do dostania w Biedronce) i lubicie tego typu gry, można brać w ciemno.

Komentarze

  1. Wstyd przyznać, rzadko grywam w cokolwiek, ale Twoja recenzja to zmieniła, sam bym zagrał w tę grę. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego wstyd? To forma rozrywki jak każda inna. Jedni bardziej ją lubią, inni mniej, jeszcze inni wcale. Jak napisałam, sama jestem niedzielnym graczem i gdyby nie to, że często dostaję wsparcie od osoby, która przechodzi mi plansze, z którymi sobie nie radzę, sama pewnie żadnej bym nie skończyła. Serdeczności :).

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej