"Po prostu jeszcze Cię nie spotkałem", czyli... o czym myśli Intueri, gdy próbuje nie myśleć wcale
Nie porwali mnie kosmici. Nie jestem też specjalnie zajęta, choć częstotliwość zamieszczania notatek na blogu sugerować mogłaby zupełnie co innego. Nadal czytam. Ostatnio książki, które otrzymałam dzięki współpracy z czasopismem internetowym „Qfant”. Fantastyczni ludzie, bardzo cieszę się, że przyjęli mnie do swojego zespołu na najbliższe pół roku. Dzięki nim miałam możliwość przeczytać „Drżenie”. Jego zawartość od jakiegoś czasu żywo mnie interesowała w skutek wielu pochlebnych recenzji, na które natknęłam się, buszując po blogach. Choć przyznam, że wilkołaki nie są tematem, który Tygryski pasjonowałby najbardziej. Również dzięki nim spędziłam ostatnie dni, czytając z zapartym tchem „Milczący zamek” Kate Morton. Wspaniały! Zdecydowanie najlepsza książka, jaką w tym roku czytałam. Chciałabym kiedyś napisać tak cudowną powieść. Zapewne, gdy recenzje ukażą się na stronie czasopisma, nie omieszkam Was o tym poinformować.
Mój zapał do oglądania filmów też nie osłabł. Obejrzałam ostatnio „Doriana Graya”. Wiem, że to bardzo dobry film i nie mogę zaprzeczyć, zrobił na mnie duże wrażenie, ale wiem też, że nigdy więcej go nie obejrzę. To jedna z tych historii, od których nie możecie się oderwać, a jednocześnie chcielibyście już skończyć i nigdy, nigdy do niej nie powrócić. Wiecie, że nie zapomnicie, ale chcielibyście wypchnąć ją w najdalszy zakamarek umysłu. Trochę jak senny koszmar, potrafi być pasjonujący, ale przeraża tak bardzo, że marzycie, by obudzić się i przekonać, że śnicie.
Noszę się też z zamiarem napisania tekstu o wspaniałym teledysku do piosenki Gavina de Graw „We belong together”. Moje zamiłowanie do opowieści o Tristanie i Izoldzie jest niektórym z Was znane… Dziewczyna, którą opowieść zawładnęła tak bardzo, iż wyobraża sobie, że jest jej bohaterką, wciela się w nią, staje się nią… I nagle granice między światem realnym i opowieścią się zacierają… Której z Was, z nas, się to nie zdarzyło? Ta może pierwsza rzucić kamieniem… Nie ważne, być może jeszcze o tym napiszę.
Jest wiele rzeczy, o których myślę. Wiele, które sobie wyobrażam. Bo w ostatecznym rozrachunku to, co sobie wyobrażam bywa prawdziwsze od tego, co mi się przydarza. Nie zwracajcie uwagi. Gdy liście przybierają barwę złota i purpury, a z nieba sypią się kasztany, jakbyśmy nagle znaleźli się w baśniowym lesie, Królowa Elfów staje się melancholiczką. W tym właśnie okresie, kiedy niebo najczęściej płacze deszczem, wracają do mnie Deszczowa Dziewczyna i Janek. A ich historia wciąż nierozstrzygnięta. Słyszeliście kiedyś o przypadku, że dwie osoby nie znające się i żyjące nieraz w zupełnie innych czasach, potrafią stworzyć to samo? Wymyśliłam sobie kiedyś parę. Malina i Janek, którzy wciąż się mijają i nie mogą spotkać. Czasami widzę ich, gdy idą po pustym przejściu dla pieszych. Tylko ona i on. Mijają się i nigdy nie zauważają. I już po chwili… okazuje się, że wokół nich mnóstwo ludzi. Taki sobie kiedyś stworzyłam obraz. Wciąż do mnie wracał, obracałam go, budowałam opowieść. A potem, trzy lata później, zobaczyłam na youtubie film, który odzwierciedlał dokładnie moją scenę! Byłam zadziwiona, choć wiem, że takie rzeczy się przecież zdarzają. Postmodernizm wszak głosi, że wszystko już było. Dowiedziałam się, że filmik składa się ze scen do piętnastominutowego krótkometrażowego filmu „Alice i Huck”. Od tamtej pory bardzo chcę go obejrzeć. Nie udało mi się. Ale może kiedyś… kto wie?
I choć wiem, że to fragment zupełnie innej historii, lubię oglądać ją w głowie. Mam do tej sceny niezwykły sentyment. Alice i Huck bardzo przypominają Malinę i Janka. Choć z drugiej strony… nie przypominają ich wcale.
Jesienią Intueri jest melancholiczką
A moje jesień jest zawsze radosna - choć to zapewne przez to, że niezbyt lubię słońce, więc dopiero pora deszczu i szarości dodaje mi sił :)
OdpowiedzUsuń"Portret..." to świetny film, jednak wielu, którzy wpierw czytali książkę twierdziło, że "mogło być lepiej".
Swoją drogą, Graham Masterton w jednej ze swoich książek nawiązuje do "Portretu..." i jest to jedna z jego najlepszych książek :)
Silaqui - ja też lubię deszcz, zresztą jedna z moich bohaterek (właśnie Malina z powyższej notki) mówi o sobie, że jest Deszczową Dziewczyną - nawiązując do żartu "lubię deszcz, bo tylko on na mnie leci" :). "Portret" był dobry, w pewien sposób hipnotyzujący, zaskoczył mnie jednak swoją brutalnością. To jeden z powodów, które sprawiają, że drugi raz nie obejrzę tego filmu. Mastertona nigdy nie czytałam, więc wypowiadać się nie mogę.
OdpowiedzUsuńNiedawno przeczytałam "Milczący zamek" i także jestem pod wrażeniem talentu Kate Morton, będę polowała niestrudzenei na kolejne tytuły tej autorki i już wiem, że się nie zawiodę. "Doriana Greya" próbowałam czytać, ale po kilkunastu stronicach rzuciłam książkę w kąt i nie wróciłam, film także z tego powodu średnio mnie interesuje. Jesli jest brutalny to tym bardziej dam sobie spokój.
OdpowiedzUsuńJesien to specyficzna pora roku, ja mam wtedy zmienne nastroje.