Czytać każdy może...
Zacznę
od tego, że kocham biblioteki. Nie chcę, by ktoś miał w tej sprawie
wątpliwości. Uważam, że bibliotekarze są świetnymi ludźmi, z pasjami, pomysłami
i poczuciem misji. Z wielkim uznaniem odnoszę się do pomysłu pań z Lublina i
cieszę się, że ich inicjatywa została doceniona i dostrzeżona przez telewizję, a
panie bibliotekarki zaproszono do programu śniadaniowego. Swoją drogą ich
pomysł powtórzyły zaraz koleżanki z Poznania. Nie wiem, czy w uznaniu dla ich
pracy, z potrzeby serca, czy też może, licząc, że skapnie im nieco
medialnej sławy. Wnikać nie będę. Fakt pozostaje przecież faktem, że gdy w jednej
bibliotece jakaś impreza się uda, to pozostałe czasem ją sobie „pożyczają”. Tak
to się jakoś plecie, na tym dziwnym świecie. Inna sprawa, że gdy pomysły od kolegów po fachu pożyczają sobie autorzy książek, muzyki czy filmów nazywa się to
plagiatem.
Właściwie interesuje mnie co innego. Przy okazji dokonań pań z Lublina,
bibliotekarze odtrąbili wielki sukces. Postępujący spadek
czytelnictwa został w zeszłym roku wreszcie zahamowany. Mają za tym stać starania rzesz
bibliotekarzy. Niby prawda, ale… No właśnie, mnie interesuje to „ale”. Szczerze
powiedziawszy nie sadzę, by za zahamowaniem spadku wypożyczeń stali
bibliotekarze. Znaczy, może tak, ale nie w ten sposób, w jaki próbujemy się nawzajem
o tym przekonywać. Owszem, nie przeczę, staramy się. Ja sama staję na uszach,
by zainteresować literaturą dzieci, nastolatków, dorosłych. Sądzę jednak, że za
zjawiskiem zahamowania spadku wypożyczeń stoimy nie my, a błąd statystyczny. Chciałabym
wierzyć, że biblioteki od najwyższego szczebla po najniższy nie podkolorowują statystyk.
A fałszywa statystyka, to fałszywe wyniki. Fałszywe wyniki, to fałszywe
wnioski.
Kocham książki i czynność czytania. Nie
rozumiem jednak dlaczego czytanie ma być czynnością egalitarną, a nie elitarną.
Dlaczego czytać mamy wszyscy? Tak wiem, czytanie wzbogaca wyobraźnię, czytanie
rozwija słownictwo, poszerza horyzonty. Powtarzam to jak mantrę odwiedzającym
bibliotekę dzieciom. A potem wypożyczam dzień za dniem Norę Roberts, Danielle
Steel, Nicholasa Sparksa, Amandę Quick. I proszę, proszę nie wmawiajcie mi, że
przeczytanie „Palomino” Danielle Steel jest w czymkolwiek lepsze od obejrzenia
odcinka „M jak miłość”. Bo nie jest. Może tylko zajmuje więcej czasu. Ale czy rozwija
wyobraźnię, wzbogaca duchowo? Bardzo wątpię. Nie jest nawet dobrze napisane.
Czytający przywykli się uważać za
lepszych od całej reszty populacji. Bo czytają, uprawiają czynność, którą kocha
niewielu, a więc elitarną. A jednak poprzez wszystkie kampanie, konkursy,
spotkania i inicjatywy pragniemy uczynić czytanie egalitarnym. Chcemy, aby
czytali wszyscy albo prawie wszyscy. Ale czy rzeczywiście czytanie jest w
czymkolwiek lepsze od obejrzenia filmu, zagrania w grę komputerową czy pójścia na spacer? To forma
spędzania wolnego czasu, taka sama, jak wszystkie inne. Owszem, czytanie książek to najpiękniejsza
zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła. Moim zdaniem w czytaniu nie ma jednak nic, co
pozwalałoby nam się uważać za lepszych od innych.
Komentarze
Prześlij komentarz