Dziewczyna, której buty być może miały duszę...

Okazuje się, że pojawił się jeszcze jeden powód, by nazwać listopad miesiącem Gota. Wczoraj znalazłam „Milczące słowa” w zapowiedziach na stronie księgarni wydawnictwa Novae Res. W zeszłym tygodniu obiecałam zainteresowanym, że będą mieli możliwość poznać Elizjon, dziewczynę której podeszwy butów mają duszę. Poniższy wyimek to opis jednego z jej pierwszych spotkań z łowcą Amonem. On miał ją za snobkę, ona na każdym kroku robiła sobie z niego żarty. Nie znosili się? Cóż, niekiedy właśnie ci, którzy się nie znoszą, zakochują się najmocniej.



Instrukcja obsługi tekstu:
1) Zamykamy oczy i wyobrażamy sobie długie kamienne pomieszczenie, oświetlone jarzeniówkami. Ściany białe. Jedna cała zapełniona szklanymi akwariami i klatkami z białymi myszkami. Pod drugą ścianą biurko, na nim włączony laptop. Już? Oto jesteście w piwnicy, królestwie Elizjon.
2) Włączamy sobie poniższą piosenkę.

3) Czytamy tekst. Miłej zabawy!


Elizjon lubiła piątkowe wieczory, kiedy zostawała w laboratorium zupełnie sama. Była najmłodszą stażem szczurzycą, dlatego to właśnie do jej obowiązków należało karmienie białych myszek i sprzątanie ich akwariów. Robiła to raz w tygodniu. Właśnie w piątek wieczorem, kiedy laboratorium pustoszało. Czyszczenie klatek nie wydawało jej się niemiłym zajęciem. Przeciwnie, w pewien sposób nawet to lubiła. Jeśli człowiek nie ma na coś wpływu, dobrze jeśli to zaakceptuje, po co niepotrzebnie się gryźć? Stres skraca życie. Napełniła duży srebrny zlew wodą z płynem. Odwróciła się do ściany. W równych, poprzedzielanych od siebie, wnękach stały akwaria z myszami. Wzięła się pod boki.
- To co, czego dziś posłuchamy? – Myszy nie zareagowały na jej pytanie. – Zapomniałam, dzieci, ryby i białe laboratoryjne myszki głosu nie mają.
Podeszła do swojego laptopa i puściła muzykę. Niezbyt głośno. Wiedziała, że myszy nie lubią głośnej muzyki. Zresztą ona też niezbyt za nią przepadała. Wyjęła z szafy stojącej pod ścianą czyste akwarium, napełniła je trocinami. Z półki wyciągnęła akwarium z Kartezjuszem, postawiła je na podłodze obok czystego. Mysz przełożyła, czyste akwarium odstawiła na półkę. Z brudnego wyrzuciła trociny. Zaniosła je do zlewu, umyła, przełożyła do sąsiedniego zlewu, opłukała czystą wodą i odstawiła do góry dnem, by wyschło. Piątkowe wieczory były dobrą okazją do swobodnej wędrówki myśli. Elizjon myła, czyściła, jej stopy bezwiednie wystukiwały rytm piosenki, a myśli błądziły daleko poza murami tego okropnego, gotyckiego zamczyska.
Znów szafka. Po raz kolejny postawiła na podłodze czyste akwarium i wymościła ściółką. Mysz chwyciła za ogon. Uniosła ją do oczu.
- No Imannuelu, twoja kolej. Znów będziesz próbował uciekać?
Odłożyła mysz, napełniła pojnik i karmnik. Potem odstawiła akwarium na półkę. Wyrzuciła trociny i zaniosła brudne szkło do zlewu. Muzyka z głośników sączyła się cicho. Elizjon lubiła tę piosenkę. Podobała jej się wizja butów o zdartych podeszwach, które mają duszę. Było w tym coś zabawnego. Ciekawe czy dusza buta też miałaby dwadzieścia jeden gramów? Przyjrzała się swoim czarnym baletkom, ozdobionym zabawną, przekrzywioną kokardką z koralików, które dziwnie kontrastowały z białym, wykrochmalonym i sztywnym kitlem.
- To historia o dziewczynie, która wypłakała rzekę i zatopiła cały świat. I podczas, gdy wygląda tak smutno na zdjęciach, całkowicie kocham ją…[1] - przetłumaczył piosenkę, słowo po słowie.
Odwróciła się. Stał niedbale oparty o framugę i przyglądał jej się, bezczelnie się uśmiechając. Miał jasne, pszeniczne włosy, duże jasnobłękitne oczy i bezczelny uśmiech łotrzyka.
- Proszę, proszę, pan erudyta. Długo już tu stoisz?
- Wystarczająco. Przyjemnie, kiedy widoki ładne… - uśmiechnął się.
Zdenerwowany Kartezjusz zapiszczał. Elizjon drgnęła, szczęśliwa, że może skorzystać z okazji, by się odwrócić. Zignorowała słowa chłopaka.
- Myślałam, że to najlepiej strzeżone miejsce na świecie. A jednak się tu dostałeś.
Usłyszała, jak zachodzi ją od tyłu. Stanął przy drugim zlewie. Wyciągnął z niego suche już akwarium.
- Na podłogę – machnęła ręką, by wskazać mu, gdzie ma je odstawić.
- Od razu przechodzisz do rzeczy, co?
Przewróciła oczami. W odpowiedzi opryskała go pianą. Spojrzała na swoje dzieło i wybuchnęła śmiechem. Otarł pianę z czubka nosa i stwierdził naburmuszony:
- Bardzo zabawne – nabrał pełną garść piany i cisnął wprost w nią. Oboje zaśmiali się.
Otarła twarz rękawem, podczas gdy łowca odstawił akwarium na wskazane miejsce. Potem wrócił i bez słowa chwycił za prysznic. Wzięła się pod boki i obserwowała go. Uśmiechnął się:
- No co, czyżby i taka pomoc była ci niemiła?
- Na poważnie. Jak się tu dostałeś?
- Jestem najlepszy.
- I bardzo skromny.
- Miło, że zauważyłaś.
- Której z dziewczyn buchnąłeś przepustkę? – nie ustępowała.
- Ach tam, zaraz buchnąłeś.
- Pożyczyłeś, jak zwał, tak zwał.
- Nic od nikogo nie pożyczałem. Zaczekałem aż wyjdzie ostatnia i wślizgnąłem się zanim drzwi się zamknęły. Najsłabszym ogniwem super zabezpieczeń są ludzie – stwierdził, puszczając do niej oko.
Podrygując w takt kolejnej piosenki podeszła do półek, uklękła na podłodze i napełniła trocinami akwarium, które wcześniej tam ustawił. Potem zawiesiła karmnik i pojnik, by na koniec przełożyć kolejną mysz. Chwyciła ją za ogon, uniosła i przyglądając jej się, zapytała:
- Jak się dziś miewasz, staruszku? – mysz zapiszczała i wykonała szybki ruch. Dziewczyna odsunęła twarz na bezpieczną odległość i natychmiast odłożyła ją do klatki. – Nerwus z ciebie, Achillesie.
- Dużo ich jeszcze?
- Już ci się znudziło? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Twoje towarzystwo nigdy nie mogłoby mi się znudzić. Przecież jesteś dziewczyną, która wypłakała rzekę i zatopiła cały świat. Ale nie sposób nie zakochać się w tobie, gdy się uśmiechasz.
- Kretyn – stwierdziła, kręcąc głową z niedowierzaniem. – I do tego bajerant.
- Komplementy z ust pięknej kobiety również nigdy mi się nie znudzą.
- Wyhamuj, donżuanie. Nawet nie wiesz, jak mam na imię.
- Nie przeszkadza mi to, ale rzeczywiście – otarł ręce w sweter i podszedł do niej z wyciągniętą dłonią. – Amon.
- Niezainteresowana.
Przewrócił oczami.
- Zaraz usłyszę ten frazes…
- Jaki znów frazes?! – Boże, jak on ją denerwował. Gdyby jeszcze wiedziała, dlaczego.
- Że nie umawiasz się z łowcami.
- Bo się nie umawiam.
- Niech zgadnę. Twój chłopak miałby coś przeciwko?
- Kiepskie podejście. Nie tędy droga. I nie twoja sprawa, czy mam chłopaka, czy nie.
- Zatem nie masz. W takim razie, co ci przeszkadza? Nie odpowiadam ci intelektualnie?
Elizjon zrobiła zdziwioną minę. Tego by się po nim nie spodziewała. Roześmiała się.
- Co cię śmieszy? – zirytował się.
- Nic, nic… Po prostu nie umawiam się z komediantami.
- Snobka.
- Cóż poradzić. Nie chciałeś dostać kosza od szczurzycy, trzeba było nie proponować jej, by postawiła ci zaległą kawę. Żałujesz inwestycji? Oddam ci dwa złote.
Wyraźnie poczerwieniał. Zacisnął pięści.
- Kpisz ze mnie.
- Cały czas – uśmiechnęła się promiennie. – Jeszcze dwa.
- Słucham?
- Dwa akwaria. Zdążymy przed dwunastą, jeśli nie będziesz się tak entuzjazmował, Amonie.  



[1] Nine Days, Story of a girl.

Komentarze

  1. Gratuluję zapowiedzi wydawniczej! Wreszcie większy fragment o Elizjon!!! Może teraz coś ze spotkania w stołówce?

    OdpowiedzUsuń
  2. Stentorze - dziękuję serdecznie :). Myślałam o zamieszczeniu fragmentu ze stołówki, jest jeszcze lepszy, ale literatki muszą też zachować coś w tajemnicy, bo kto wtedy chciałby czytać ich książki? Liczę, że znajdą się tacy, którzy ją kupią, by dowiedzieć się, co też wydarzyło się w stołówce :). Obym się nie przeliczyła.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Etykiety

Pokaż więcej