Skandynawia kryminałem stoi
RECENZJA BIERZE UDZIAŁ W KONKURSIE ZORGANIZOWANYM PRZEZ SERWIS ZBRODNIA W BIBLIOTECE
Bardzo żałuję, że literatura kręgów skandynawskich jest w Polsce tak mało znana. Na listach bestsellerów królują u nas głównie Amerykanie. A przecież to ze Skandynawii wywodzą się takie arcydzieła, jak „Krystyna, córka Lawransa” Sigrid Unsed, czy „Księga Diny” Herbiorg Wassmo. Ale nawet my, którzy na co dzień niemal nie stykamy się fińskimi, szwedzkimi, czy norweskimi utworami, daliśmy się porwać skandynawskim twórcom kryminałów i pokochaliśmy Mikaela Blomkvista i Kurta Wallandera. Niedawno na polskim runku ukazała się powieść „Wirus Ebola w Helsinkach”, a jej autor Taavi Soininvaara walczy o to, by zaliczono go w poczet kultowych już nazwisk, takich jak Larsson, Mankell, czy Kallentoft.
Powieść otwarta zostaje mocnym akcentem – pijany generał Raimo Siren powoduje wpadek ze skutkiem śmiertelnym. Ucieka z miejsca przestępstwa. W tym samym czasie wirusolog Arto Ratamo wynajduje szczepionkę na niezwykle niebezpiecznego wirusa. Szczęśliwy z powodu swojego odkrycia naukowiec nie przeczuwa nawet, iż wynaleziona przez niego formuła oraz probówki z zakażoną krwią zostaną uznane za broń biologiczną, a on sam znajdzie się centrum niebezpiecznej rozgrywki między wywiadami Rosji, Finlandii oraz kilkoma grupami terrorystycznymi z całego świata.
Jaki jest najprostszy wyznacznik, że mamy do czynienia z naprawdę dobrym kryminałem? Odpowiedziałabym, iż niezawodnie rozpoznamy go wtedy, gdy nie możemy się oderwać od książki. W pośpiechu przebiegamy wzrokiem kolejne strony, byle szybciej, byle dalej, żeby się w końcu dowiedzieć, kto zabił. Kryminał jest dobrym kryminałem jeśli mimo nawału pracy, nie możemy się zmusić, by przestać czytać. I wtedy, gdy zakończenia kolejnych rozdziałów są bardziej zaskakujące i zachęcające do na-tych-mia-sto-we-go zapoznania się z kolejnymi niż końcowe sceny telenowel. Czy „Wirus Ebola w Helsinkach” to właśnie taki kryminał? I tak, i nie. Akcji, owszem, nie brakuje. Sensacja pogania sensację. Jednakże mimo zawrotnego tępa, zgrabnie podsycanego napięcia i niepokoju, który wzbudza w swych czytelnikach Taavi Soininvaara, książkę można w dowolnym momencie odłożyć bez większych problemów i wrócić do niej po jakimś czasie. Z drugiej strony niewątpliwym atutem powieści jest wyczuwana i dogłębna znajomość tematu. Autor dysponuje znajomością zagadnień z zakresu kryminalistyki i wirusologii. Nie stroni od podawania szczegółów, związanych zarówno z działalnością wywiadowczą, rodzajami stosowanej przez szpiegów i wojskowych broni oraz tych, dotyczących samego wirusa. To czyni jego książkę realistyczną i niezwykle intrygującą. Działania fińskich agencji i komórek wojskowych, wywiadowczych i policyjnych zostały nakreślone niezwykle dokładnie i zajmująco. W książce nie zabraknie zatem takich smaczków, jak spory kompetencyjne, podważanie autorytetów, walka o władzę, a wzajemne oskarżenia niemal doprowadzą do tragedii.
Twierdzenie, że Taavi Soininvaara mógłby zastąpić Mankella wydaje mi się dziś jeszcze opinią nieco na wyrost. Mimo to chętnie sięgnę po kolejne utwory fińskiego twórcy, by przekonać się, jak rozwiną się jego umiejętności. Wielbicieli skandynawskich kryminałów gorąco zachęcam do zapoznania się z twórczością fińskiego pisarza.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Kojro.
Bardzo dużo słyszałam o tej powieści, a także o samych skandynawskich kryminałach, lecz jeszze nie miałam przyjemności ich przeczytać. Mam nadzieję, że niedługo nadarzy się okazja ku temu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Darcy.
Książkę czytałam i bardzo mi się podobała. Również czekam kolejnych pozycji tego pisarza:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Książka interesująca, ale że tak powiem "szału ni ma":) Mimo to warto przeczytać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Nie do końca zgodzę się z pierwszą tezą artykułu - myślę, że skandynawskie kryminały mają już także i u nas swoją renomę, do czego przyczynił się m.in. fenomen twórczości Stiega Larssona i jego licznych mniej lub bardziej udanych naśladowców...
OdpowiedzUsuńCoraz częściej czytelnicy sięgają po skandynawską literaturę i nie tylko po Larrsona ale również Lackberg, Undset, Jungstedt, Marklund, Sjowall. Myślę, że jest coraz bardziej popularna,ale o tej książce nie słyszałam i cieszę się, że przeczytałam recenzje, bo szykuje się kolejna książeczka do kupienia.
OdpowiedzUsuńDarcy - zachęcam do skandynawskich kryminałów. Naprawdę warto :).
OdpowiedzUsuńKasandro - to jest nas już dwie ;).
Isadoro - zgadzam się z Tobą, zwłaszcza w kwestii "szału nie ma" :D. Ale mimo to, czytało się dobrze i szybko.
kaioshin - cieszę się, że wpadasz i na tego bloga :). W tekście miałam na myśli raczej to, że o ile literatura skandynawska nie jest szerzej znana, o tyle kryminał wręcz odwrotnie. Co nie zmienia faktu, że podzielanie mojego zdania nigdy nie jest wymagane ;).
Ulcia - no proszę! Jak dobrze, że jest wśród nas tak dobrze zorientowana w gustach czytelników bibliotekarka. Muszę więc zweryfikować swój pogląd :).
;)
OdpowiedzUsuńZ autorów skandynawskich kryminałów znam jedynie Stiega Larssona, ale po przeczytaniu jego trylogii wiem, że sięgnę po kolejne skandynawskie kryminały. Ten tytuł wydaje się wyjatkowo interesujący ze względu na tematykę.
OdpowiedzUsuńCo za paskudny chochlik sprawił, że w recenzji pojawił się okropny błąd ortograficzny? Chochliku, ty brzydalu! Znikaj stąd szybko i nigdy więcej nie wracaj!
OdpowiedzUsuńDziękuję za zwrócenie uwagi. Zupełnie nie zauważyłam mimo, że każdą recenzję czytam przynajmniej dwukrotnie. Mam nadzieję, że usunęłam ten, o który chodziło :). Jeszcze raz dziękuję, pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń